Właśnie wracałyśmy z Korenią z psami na kółkach, czyli z Itkiem i Krą do domu. I pod moim blokiem patrzymy- kot leży na chodniku, obok zapłakana, roztrzęsiona sąsiadka i kółko gapiów...
No i ja durna, oczywiście musiałam sie wtrącić na pomoc.... Okazało sie że kocia spadła z okna (4te piętro, beton), sąsiadka ledwo była w stanie sensownie cos powiedzieć, to starsza pani, niezaradna, bałam się wręcz że cos jej się stanie. a ludzie jak to luzie- stoja gadaja a kot leży...
Jedna znalazła się pomocna (też sąsiadka, z podwórka), poleciała po kocyk, ja po dyktę (kot nie wstawał), zadzwoniłysmy po taryfę i do lecznicy.
Kota we wstrzasie, ledwo udało się zawenflonować, siniała, zimniała, dziwnie oddychała... Płyny, leki, kocyk, grzanie.... rtg wyszedł znośny, jest jedno niepokojące miejsce w kregosłupie, poza tym nie jest połamana. Brak krwotoku wewnętrznego. Po ogrzaniu, lekach i płynach bardzo się poprawiła, odzyskała przytomność..
Zostawiłam ją do jutra w szpitalu. Na razie wygląda to nie najgorzej, czucie i odruchy, oraz świadoma władza jest we wszystkich łapkach. To sliczna, młodziutka króweczka.
Rachunek- 163 zł (a to i tak całkiem znośnie, ze szpitalem i rtg). Połowę wpłaciła Hania (to ta cudowna dziewczyna, która z nami pojechała), resztę mam dopłacic jutro.
Sąsiadka może zwróci, ale na pewno w ratach, sama ma średnia sytuację

Wróciłam do domu koło pierwszej, bo musiałam odebrać klucze od Korenii, która zajęła sie psami i zamykała mi chate, a to na drugim końcu miasta. Sąsiadka i jej syn zapłakani. Mieszkanie skromne, ale widac że koty (jest jeszcze druga kicia) mają dobrze... Okno (lufcik) było zabezpieczone, ale niezbyt skutecznie, grubą firanką, przybitą do framugi- widać, że chociaż próbowali zadbac o bezpieczeństwo. Jutro zaniosę im mocnej, plastykowej siatki.
Strasznie prosze o kciuki za koteńkę!!!!!
I....
W tej chwili leżę z kasą, musze gdzieś pozyczyć na lecznicę.......

P.S. Pół godziny po nas przyszli państwo z kotem po upadku z trzeciego piętra, wrrrr.....