Agatka powoli wpada w śpiączkę

. Leży w otwartym transporterku otulona ręczniczkami i prawie nie kontaktuje. Oczka ma takie jakby zmatowiałe, nie przytomne.
To idzie błyskawicznie. Nie chcę czekać, aż zacznie mieć ataki padaczkowe lub wymioty (są to możliwe scenariusze przy bardzo silnej mocznicy

). A jutro pracuję od 5-tej rano do 14-tej. Gdyby coś takiego zaczęło się dziać, nawet nie będę wiedzieć. Dlatego podjęłam decyzję, że pozwolę jej dzisiaj odejść. Dzwoniłam do naszego doktora, ma nocny dyżur. Jest w tej chwili w terenie, ale za godzinę powinien być.
Proszę, jeżeli ktoś jeszcze dzisiaj tu zajrzy - pomyślcie o nas. Bardzo potrzebujemy dobrych myśli.
Może ktoś pomyśli, że mam jakieś kamienne serce, że tak spokojnie o tym piszę. Ale to nie tak. Ja tylko jakoś tak mam, że w takich chwilach granicznych jestem na zewnątrz zupełnie spokojna, nie płaczę. Tylko strasznie mnie trzęsie.
Miałam nadzieję, do końca miałam nadzieję, że Agatce się uda. Może nawet trochę się oszukiwałam nie chcąc widzieć pogarszania się jej stanu. Czepiałam się z nadzieją tego, że przecież siusia, że nie wymiotuje, że drepce. A ona już bardzo słabła. Tyle, że chyba bardzo nie cierpiała.
Zwierzęta też czują, że coś jest nie tak. Gdy wróciłam z pracy, zastałam dosłownie demolkę, rozdartą torbę ze żwirkiem, żwirek po całym pokoju, w tym jeszcze kupy, chyba Kajtka podarła pokrycie na łóżku. Są bardzo nie spokojne, podenerwowane. Bambosz cały prawie wieczór na siłę chciał lizać Agacię, dyszał przy tym w jakimś amoku. Teraz się uspokoił, jak Agacia zapadła w ten dziwny sen.
We wrześniu Maniusia, w kwietniu Myszka, teraz Agunia. Oczy mi nie płaczą, ale serce bardzo
