» Nie cze 21, 2009 14:31
Dzieją się rzeczy dziwne...
Melka dalej 'popuszczała' i kropelkowała, powarkując przy tym. Ponieważ w tygodniu nie będę miała czasu na pewno, więc zwabiłam ją w transporter rano i do lekarza. Koło mnie była cholerna kolejka, pojechałam na Białobrzeską. Mówię co i jak w gabinecie, uprzedzam, że kot agresywny, przychodzi pani z ręcznikiem do pomocy. Otwieram transporter i wyciągamy kota na stół. Kot zapluty ze strachu, i ani śladu agresji. Obmacany, paszcza i oczy oglądnięte, szew posterylkowy zdjęty. Kicia zapluwa się tylko z przerażenia i stresu, ale przy badaniu daje się wykręcać niemal na lewą stronę. Z leków ma dołożony furagin i urosept, w gabinecie dostała tolfedynę w zastrzyku. Już w gabinecie wzięłam ją na ręce. Kota się wtuliła, mrucząc jak szalona. Chwilo trwaj!!!!
Po przyjeździe do domu wypuszczam ją z transportera. Kota łasi się do nóg i miaukoli bezustannie. Zamyka sie wyłącznie wzięta na ręce lub przytulona na kolanach. Teraz też leży mi na kolanach.
Pewnie w lecznicy sobie myślą, że jestem niezła histeryczka, ale co tam, grunt że kota w końcu spokojniejsza.
Nie mam pojęcia, co tak na nią podziałało, może przestraszyła się, że znów zostanie porzucona w lecznicy? Zgłupiałam zupełnie. A kota rozlewa mi się cały czas mrucząc na kolanach, rozluźniona zupełnie. Dodam jeszcze, że po powrocie do domu urosept i furagin zadałam trzymając kota na kolanach i wciskając tabletki w pysio.