Nasze odwiedzinki u Lenki
Może niektórzy już wiedzą, że byłyśmy w Warszawie, gościnnie u rodziny, na kilka dni. Warszawa- to właśnie tam króluje w domku u pani Andżeliki i pana Pawła Lenka. I jak tu nie skorzystać z okazji i nie odwiedzić naszej byłej tymczaski? Tak się złożyło, że mieszkaliśmy w tej samej dzielnicy co noko, właściwie to parę bloków dalej. Z resztą nawet, gdyby od Leny dzieliło i pół Warszawy- pewnie i tak nic nie przeszkodziło nam w tym, aby ją odwiedzić.

Nie macie pojęcia jak się cieszyłyśmy i niecierpliwiłyśmy na spotkanie. I nadszedł ten dzień. Poniedziałek. Około 19tej zapukałyśmy do lenkowego domku. Kicia najpierw się schowała, ale chyba nawet trochę się ożywiła na nasz widok. Pan Paweł powiedział, że raczej na widok obcyh chowa się pod stół. Tym razem wyszła jednak na środek pokoju co nas niezmiernie ucieszyło- mogłyśmy podziwiać Jej Lenkową Mość w całej okazałości. Musimy przyznać, że śmiało mogłaby startować w wystawie dachowców (jeśli takie istnieją)- jest wyjątkowo urodziwą buraską. W dodatku jeszcze bardziej wypiękniała. Futerko jej lśni, jest gładkie (u nas miała, być może w skutek grzybka, matową, lekko szorską i brzydką), trochę przytyła- właściwie masę ciała ma idealną, oczka ma jak zwykle piękne. Łapki i krawacik ma bielusieńkie, czyste, kontrastują one z burymi znaczeniami (choć wciąż miejscami jest trochę zółta- od maści na grzybka). Trzeba przyznać, że jest dość nietypowo umaszczona- ma na sobie chyba wszystkie kolory (poczynając na burym, po przez rudy, kończąc na złotym, czarnym, białym), ubarwiona jest niesamowicie. Zmieniła się, wyładniała, zrobiła się na pyszczku trochę smuklejszcza... Lenka jest po prostu najpiękniejszą buraską jaką dotychzas widziałyśmy. Mówi się, że dla każdego właściciela (cóż, można powiedzieć że chwilowo nim kiedyś byłyśmy) jego kot jest naj naj i może rzeczywiście i w tym przypadku tak jest- ale trzeba przyznać że cud koteńka z niej

i przyzna to pewnie więcej osób. Nadsyłane zdjęcia (za które bardzo dziękujemy domkowi) nie oddają jej urody nawet w połowie. Jednym słowem: wyjątkowy kot...
Naszą uwagę jednak nie przykuła tylko jej uroda. Widać, że kicia wygląda na szczęśliwą i bardzo zadowoloną. Nic dziwnego- ma wspaniały dom. Jest rozpieszczana, Duzi zakochani są w niej- co widać, i co najważniejsze- stała się częścią rodziny. Do nas podchodziła ostrożnie- jest nieufna do obcych i gdy brałyśmy ją na ręce- wyrywała się. Kiedy jednak na ręce brał ją jej pan lub pańcia- była od razu spokojniejsza. Czuje się tam bezpiecznie... Lenka ma fajny drapaczek, mnóstwo zabawek (które niezbyt szanuje, nieszcząc je nagminnie), balkon super zabezpieczony, ale nie to najważniejsze...

Lena jest bardzo wybrednym kotem, nawet bardziej niż bardzo. Jeszcze przed jej przyjazdem do Warszawy domek zaopatrzył się w spore ilości dobrych puszeczek, suchego i innych przysmaków. Acana, bozita, animonda, te drogie puszeczki z puriny, której nazwy nigdy nie pamiętamy- według tej wybrednej kici jest ,,beee". Ona jada tylko rc sterylised cat i czarwoną (i tylko czerwoną!, żółta już nie pasuje) animodnę w puszce. Tym sposobem mnóstwo głodnych kocich brzuszków w potrzebie będzie miało ogromną ucztę- za co ogromnie dziękujemy! Natomiast Szeryf mały rudzielec, który do nas trafi dostał kuwetkę, bo dla Leni jest za mała.
Miło było, ale niestety wizyta była krótka, bo chyba godzinna. Ogromnie się cieszymy, że mogłyśmy odwiedzić Lenkę- naszą ukochaną koteczkę.
Dziękujemy za wspaniały domek dla niej!!!
Pozdrawiamy serdecznie
i jeszcze.... zapraszamy serdecznie:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=98976 