Dzięki
Ja też mam wątpliwości.
W działaniu ubocznym tych leków (pokazywał mi taki wydruk) stało jak byk: nie podawać kotom z niewydolnością nerek. Ewentualnie: może powodować problemy z oddawaniem moczu.
Sęk w tym, że chociaż do tego weta skierował mnie inny, bardzo dobry, jako do specjalisty od PNN i spraw nerkowych, to mam ochotę zlekceważyć sobie jego zalecenia przynajmniej w tej kwestii i poprosić o taką małą, malutką dawkę sterydu czy czegokolwiek innego, co pobudzi apetyt Miki do dawnego poziomu. Może to nie zaszkodzi aż tak bardzo, a pomoże...
Nie wiem też, czy nie będzie jakiś zmian w jej zachowaniu po podaniu EPO. Może to ją poruszy...
Dziś rano zobaczyłam ją nad miską z suchym. Pochrupała odrobinę. Więc je, ale bardzo, bardzo mało - może dzięki temu Calopetowi, którym jej mażemy pyszczek. Mniej niż pół łyżeczki co godzinkę, ale tego nie zwraca.
W sprawie Hipolita zresztą też zlekceważyłam zalecenia weta. Powiedział żadnej narkozy.
No dobrze, ale ja miałam w łazience szalejącego pełnojajecznego kocura, który zaczął mieć ataki furii z powodu izolacji. Nie mówię tu o pchaniu się na kolana, czy robieniu z nóg człowieka drzewa, ale o skokach na plecy i gryzieniu - w głowę, po rękach, po nogach... Każda okazja jest dobra, by się wymknąć, a potem zabrać go z powrotem było prawie nie sposób - uważał to za atak. Gorzej jeszcze, że atakuje mi psa i inne koty (ze strony kotów z wzajemnością, ostatnio Miki z Mrunią zapędzały go do łazienki w wyjątkowym pokazie babskiej solidarności). No i Hipolit wyje....
Stwierdziłam więc, ze chyba większe szkody wyrządzę temu kotu taką izolacją i znalazłam wetkę, która przeprowadziła kastrację przy znieczuleniu miejscowym i z minimalną dawką relanium na uspokojenie kota. Prócz tego dostał też kroplówkę. Jak na razie znów koncertuje w łazience i wydaje się czuć niemal doskonale.
Mam stresa, czy nie zaszkodziłam mu za bardzo, ale też nadzieję, że będę mogła go wreszcie wypuścić na mieszkanie.
A że ciągle coś się dzieje?
No cóż, w domu jest szesnaście kotów, w takim stadzie wciąż się coś wydarza. I jeszcze Ami - ten to w ogóle jest pokręcony psychicznie. Ostatnio jeden pan mnie pocieszył, że znaleziony przez niego pies po postrzale, golden, przez półtora roku zachowywał się w sposób podobny do Amiego - żył swoim życiem niemal zupełnie obojętny na otoczenie, bez kontaktu. Ale potem mu przeszło. Więc liczę na to, że Amiemu też przejdzie i że za jakiś czas będę miała psa, czy pso-kota, jeśli się nauczy zachowań od kocisk.