Mika swoim zachowaniem przypomniała mi mojego dawnego kota Leona.
Leon był bezgranicznie złosliwy. Pojawił się u mnie nieoczekiwanie. Przyszedł za mną do domu z ulicy (pewnie go ktoś wygonił). Bardzo szybko się zadomowił, był bezproblemowy dopuki go ktoś czymś nie "uraził", np wyprosił z fotela, wygonił z bębna pralki czy nie pozwolił wyjadać ze swojego talerza itp normalki. W kocie budził się

, nie odpuścił nikomu - zawsze obsikiwał rzecz albo chociaż drzwi do pokoju delikwenta. Każdy nowy gość wychodził z obsikanymi butami, torbą , spodniami nawet jak niczym go nie "obraził" ot dla kociej zasady. Został wykastrowany ale mu to nie przeszło. Wtedy jeszcze nie miałam zabezpieczonego balkonu więc wchodził i wychodził kiedy chce a ja później miałam na balkonie : ptaki

, myszy, sparpetki (cudze), pluszową zabawkę czy 1 laczek dość wydeptany. Chodził ze mną do sklepiku na osiedlu przy nodze jak pies, wystarczyło że brałam do ręki koszyk na zakupy już był gotowy do wyjścia. Po drodze do sklepiku zawsze sikał do kratek burzowych

, chyba miał coś z psa.
Pewnego razu nie wrócił, znalazłam go zabitego przez samochód na cichej osielowej uliczce. A potem długo........... nie było kotów w moim domu.