Magdo, zawsze bede zdania, ze dorosle koty powinny miec szanse

Oczywiscie, ze nie nalezy ich odrzucac z powodu choroby, choroby mozna leczyc, biorac malucha tez nie mamy zadnej gwarancji, ze kiedys na cos nie zachoruje.
Ale tu sprawa nie jest prosta. Gdybys nie miala kota - namawialabym Cie na wziecie Ptysia. On moze przeciez zyc wiele lat i nigdy objawow nie miec. Ale tu jest kwestia mozliwosci (znikomej, ale zawsze) narazenia kota, ktory juz pozostaje pod Twoja opieka. I dlatego nie bede namawiac do niczego. I zaakceptuje kazda Twoja decyzje i uszanuje ja. I zrozumiem.
Czy ja dalam sobie z tym rade? Nie powiedzialabym. Najpierw ryczalam jak bobr i bylam kompletnie zalamana (po tym jak sie okazalo, ze Pimpus Guziczek jest nosicielem bialaczki). Potem szukalam mu domu na prawo i lewo, zdajac sobie sprawe z tego, ze to musi byc naprawde dobry dom. Mialam po prostu szczescie, ze moja tesciowa jest cudowna osoba i go wziela. Szczescie jest we wszystkie strony, bo moge pomagac, odwiedzac i mam wszelkie wiadomosci na biezaco. I jestem pewna, ze kot tam bedzie mial jak w raju (jak wreszcie sie pogodza z psem).
Nie wiem co zrobilabym na Twoim miejscu. Z jednej strony to juz przeciez Twoj kot (psychicznie), tyle sie na niego wyczekalas. Z drugiej ze swiadomoscia, ze mozesz narazic na chorobe swoja kote... Dylemat jest straszny. NIe wiem co bym zrobila na Twoim miejscu, po prostu nie wiem.