
Przyjechałam do pracy podać Czupurkom leki.
Już prawie 3 godziny siedzę w biurze i co przestanie na trochę padać, jak głupia piłuję dziub i nawołuję Czupurki. A te czorty albo są głuche albo polazły nie wiadomo gdzie.
Snejki musi dostać antybiotyk, a ja jestem bliska poddania się i wymarszu do domu (wyszłam bez śniadania i zgłodniałam).
Dozorca będzie dopiero od 19-tej a dzisiaj taki mniej kumaty i przez telefon nie da się tego z nim złatwić (tym bardziej, że one do chłopów mijają szerokim łukiem)