taaaa, tacy jesteśmy "odpoczęci" od kotów, że głowa mała
Etka,
ale Ty wiesz, że koty u Waszej rodziny mają chociaż miskę i kąt do spania, a Felek przylazł
niewiadomoskąd - teoretycznie najbliżej nas są tylko dwa domy, jeden w odległości jakichś 80 m, drugi ze 300 m. Oba te domy są zaprzyjaźnione, ale ja nie pójdę zapytać o Felusia, bo mnie wyśmieją radośnie. Już to, że wołam Georga i Klemensa na noc do domu, to że chłopaki noszą obróżki z adresownikami, że w ogóle je przywozimy i zabieramy z powrotem do Łodzi po wakacjach - budzi śmiech i pobłażliwe spojrzenia. To są "miejskie dyrdymały", nie warte uwagi. Jak któryś sąsiad czasem zajrzy to zdziwiony wali taki mniej więcej tekst:
"to te same koty co rok temu tu u Was były? bo u nas była kotka taka, poszła se chyba, bo już jej nie ma dwa miesiące, to wzięliśmy dwa małe niedawno, ale jeden pod traktor wpadł/pies go zjadł/świnie zadeptały* (*niepotrzebne skreślić)... "
Więc o czym ja mam rozmawiać?...?
tylko że i tak mi głupio
