Najpierw, to dzień po odnalezieniu Amiego, w czwartek, zorientowaliśmy się, ze jednego kota w domu nie widać - Łupiny... Panika, poszukiwanie po katach... Nie ma, wpadła jak kamień w wodę
Odnalazłam ją w żywopłocie na podwórku. Było trochę pogoni, bo była spanikowana, trochę skakania przez płot (szacowna pani w średnim wieku, jak zaczynają mnie określać, ale przez dwa metry siatki dałam rady przeleźć), a kotka odespała dwie godziny w kanapie i już była cała w skowronkach, czy est coś w miseczce.
Musiała się w zamieszaniu związanym z psem wymknąć komuś między nogami...
Ufff...
Po drugie, znalazłam wreszcie weta-specjalistę od spraw nerkowych. Poszłam z Hipolitem, zrobiliśmy wreszcie konkretne badania i... jak na razie wygląda na to, że nerki nie zagęszczają moczu. Jutro wet obejrzy jeszcze najświeższe wyniki i zadecyduje, czy nawadniamy, czym nawadniamy i ile. I jakie leki włączamy do tego.
A przy tej okazji zrobiłam też badanie krwi Miki. Ot tak, przekrojowo, bo zaczęłam się obawiać, czy to nie anemia, i...
Jest kiepsko. Mocznik ponad 30 przy górnej granicy 11, kreatynina - 668 gdy granica jest 224... Hematokryt za to poniżej normy
Co się dzieje
Miki jest kotem domowym, całe życie była domowa, bo do schroniska trafiła oddana przez poprzednich właścicieli. Dwa lata temu brała udział w programie badań nerek, wyniki miała świetne. Puszysta, tłuściutka pieszczocha...
Czy to reakcja na fakt, ze w domu pojawił się Hipolit? A może to przez kamień na zębach? Odkryliśmy, że ma paskudny, a teraz wiem już, że nie może mieć czyszczonego pyszczka
Z dobrych rzeczy jest to, że Ami już prawie nie sika w domu. Wytrzymuje prawie trzy godziny między jednym siu a drugim. Żeby tylko jeszcze zrozumiał, że to się robi tylko na dworze...
A drugą dobrą rzeczą jest to, że wreszcie zamknęli nam płot - Ami może spokojnie pobiegać





bo według niego dalsze leczenie podchodzi już pod uporczywą terapię.
