wczoraj wracając z przystanku skm gdzie sporadycznie chodzę znalazłam kocięta.na targowisku z takimi domkami-sklepikami są koty, dorosłe , niestety wygladają jakby kk miały, spotkałam tam dziewczynkę koło 12 lat, kiciała pod jeden z tych domków, które na takich betonowych podstawkach stoją, a pod domkiem.....małe kotki, już widzące, chore, te silniejsze mniej, mniejsze (jeden jest jak myszka mały i słaby) bardziej.matka kotka odrzuciła podobno dwa i wrony je zadziobały.dziewczynka była bardzo świadoma, mówiła o sterylizacji, o tym, że ludzie karmią te koty ale nie leczą i rodzą się chore kocięta....ale to jednak dziecko, od dawna tam przychodzi, ale kotków tam się wiadomo nie da wyleczyć....próbowałyśmy je łapać, ale w dzień sie nie udało, za dużo samochodów i ludzi z psami, w nocy TŻ tam poszedł i złapał jednego, najbardziej śmiałego i najmniej chorego, jest u mnie. dzisiaj idziemy dalej łapac i do weta.nie wiem czy talon na sterylke dostane jeszcze, kotkę też złapiemy(pół dzika), są tam też 3 kocurki...nikt nie myśli nawet o tym, że sie rozmnażają, tylko karmią sklepikarze koty, nie wiem czy w ogóle mi pomogą w tym łapaniu kotki...najwyżej tez w nocy pójdę.ochroniarz jest przyjazny.Grubcia miauczy pod drzwiami od wczoraj do tego malucha, ale jest w izolacji , najpierw leczenie.Chrumek ma gdzies wszystko, a Fiśka ma focha.a ja dawno sie maluchami nie zajmowałam

....