Wszystko już wiadomo. Burasisko jutro zostanie zoperowany przez weta z Boliłapki. Został w klinice.
Teraz po kolei. Najpierw udałam się do Dellfin do domu po transporter, bo swojego ( sierota) nie odebrałam z Refenderskiej, a oni dzisiaj nie pracują i nie miał mi go kto dać. W drodze od samochodu do Dellfin (jakieś 40 m) zdążyłam przemoknąć do suchej nitki, no bo lało jak z cebra, a po co wziąć parasol (seirota 2) , ehhh...
Z transporterem pojechaliśmy na Racławicką. W końcu trafiłam na wetkę i obraz kliniki mi się diametralnie zmienił - świetna kobieta. Wszystko mi dokładnie wyjaśniła, dała wyniki krwi, rentgen, wypis. O dziwo nie chciała drugiego talonu, więc Dellfinku zwrócę Ci go przy okazji - będzie można wyleczyć lub wykastrować jeszcze jednego kota

Po długiej rozmowie o stanie naszego bohatera w końcu dostałam go we własnej kociej osobie. Wyglądał super! Ropień zanikł zupełnie! Skóra w tym miejscu wygląda po prostu jakby była wygolona i tyle - żadnych wybrzuszeń, zaczernień... Cudnie!
Z kocurem udaliśmy się następnie do Boliłapki - przez pół Warszawy. Jechaliśmy ponad godzinę, bo utknęliśmy w mega korku - jakaś wielka laweta z mnóstwem samochodów na pace nie zauważyła chyba że pada deszcz i w efekcie zawiesiła się na barierce Dolinki Służewieckiej. W międzyczasie kot się zsikał, a jeszcze pachnie kotem niekastrowanym. Co ja się od TŻ za to wszystko nasłuchałam to moje

Ehhh, faceci... On nie rozumie mojej kociej miłości, choć w sumie to chyba tylko tak gada, żeby gadać, no bo w końcu ze mną jeździ, stanem Burasiska się interesuje... No a za naszego Enterka to chyba dałby się pokroić
Ale ad rem. W końcu dojechaliśmy. Wet bardzo przyjazny, konkretny - dzięki Dellfin za ten pomysł. Obejrzał zdjęcie i potwierdził to co mówili na Racławickiej - jelita Burasisko ma w jamie płuc. Wzięły się one tam stąd, że w czasie oddechu pojawia się podciśnienie i gdy kot ma dziurę w przeponie (a taką ma Burasisko) narządy są jakby wsysane do góry. Bez operacji stan kota by się ciągle pogarszał. Kłopoty z oddechem by z czasem wzrastały i biedak byłby coraz słabszy. Rokowania przy decyzji o operacji też są jednak niepewne - wszystko zależy od tego czy nie ma zrostów. Jak jelita przyrosły np do serca to kicha - duże niebezpieczeństwo, nie da się zoperować. Jak tak się okaże to kota będzie trzeba chyba uśpić, żeby nie skazać go na konanie gdzieś w męczarniach, gdy wypuszczony z czasem osłabnie. No ale trzeba być dobrej myśli. Zrostów nie ma na pewno jeśli pęknięcie przepony powstało niedawno - jego przyczyną mógł być incydent z samochodem, kopniak, upadek z wysokości - cokolwiek. My widziałyśmy z Satoru placek na plecach jeszcze nie do końca odrośniętej sierści po czymś z przeszłości - może źródło tego placka jest takie samo jak źródło pęknięcia przepony. To by oznaczało, że uraz wystąpił nie tak dawno, zrostów nie ma i będzie ok. Inna rzecz, to taka, że nawet jeśli uraz jest stary to żeby powstały zrosty to musi być jakieś ropne zapalenie narządów po urazie, czy coś w tym stylu. Wet powiedział, że taki bezdomny kot by pewnie takiego zapalenia nie przeżył, więc to, że żyje też raczej wskazuje na to, że zrostów nie ma. Jeśli faktycznie ich nie będzie operacja będzie polegała na otworzeniu kota i przeciągnięciu narządów przez dziurę w przeponie na właściwą stronę a potem na zaszyciu dziury. Jeśli będą zrosty i nie da się nic zrobić, wet zaszyje kota z powrotem, a my niestety wspólnie z panią z Refenderskiej będziemy musiały podjąć decyzję co dalej. Ale nie myślmy o najgorszym.
Operacja odbędzie się jutro około 12. Potem zadzwonię i napisze od razu co i jak. Jeśli rokowania będą pomyślne kotek pobędzie około 3-4 dni w lecznicy, a potem u Dellfin, jeśli się zgodzi

Całość za 300 zł + dodatkowe 30-40zł za pobyt w lecznicy
No i to tyle. Teraz trzymamy kciuki! Przepraszam za chaos w relacji, ale pisałam na gorąco
