Co by tu nie powiedzieć... JEST DS.
Maciejka został porządnie podleczony i w Dzień Matki zawiozłam go do moich rodziców. Miał pobyć tam troszkę (do czasu znalezienia domu stałego)... bo, relacje z moimi dziewczynami były z lekka napięte.
Młoda strasznie panikowała, starsza mniej jadła i była osowiała. Dziewczyny się pochorowały (kalciwirus). Ogólnie, nie było słodko...
Tym bardziej, że Maciuś to kot jedynak. Lubi być w centrum ludzkiego zainteresowania. Nie lubi kociej konkurencji...
No i... rodzice się zakochali. Mama ma do kogo "gębę otworzyć". Chodzi, zagaduje, dokarmia... Ojciec zadowolony też, a bo... on takie ładne oczy ma. I pysio taki...

A wiesz, bo jego nie można tak przerzucać z mieszkania do mieszkania. a bo on się przyzwyczaja... Nie przeszkadza, niech zostanie u nas...
Te słowa, to miód na moje serce...
Ogromnie mi zależało na najlepszym domu. Mam do tego kota ogromny sentyment... A tu takie szczęście!!!
Byłam wczoraj u rodziców. Chłopak mnie poznał, wyszedł pojadł, poprzytulał się. Wieczorem zadzwoniła babcia z informacją: leżę na kanapie i oglądam film, a Maciejka też leży i trzyma pyszczek na moich nogach.
Za pieniążki z ostatniego bazarku kupuję dla niego wyprawkę. Akurat, odciążę trochę rodziców na początek.
Historia skończyła się happy endem.
