jak zawsze pełne optymizmu ,ja troszkę mniej...
ale co tam ,trzeba i już ,nie będę wybrzydzać ,bo nie czas i miejsce na to ,z czasem może coś się zmieni.
tyle lat wszystko trzymał Grześ ,fajnie było mieć stabilny grunt pod nogami ,nie zawsze pewnie doceniany ..tak sobie myślę że to za karę ,bo bardziej dbałam o futerka niż męża a on na wszystko patrzył z przymrużeniem oka...
nie myślałam o jutrze ,bo Grześ miał być wieczny ,to ja zdechlak nie on...
co do pracy ,sprzątam gdzieś pewnie blisko xandry
Gadzina odebrał mnie z dworca ,było 21.30 ,ciemno ,ja podszyta strachem jak zawsze.
deszcz lał
w domu się rozbeczałam
ale dam radę
dzięki że jesteście.