Mija... jakoś.
Spokojnie chyba nie, bo bardzo mnie martwi stan Andrzejka.
Auto zepsute, więc muszę do Cieszyna na maturalne spotkania jeździć autobusem, co zabiera znacznie więcej czasu.
Ja już wczoraj miałam wszystko gotowe, ale procedury są takie, że muszę jeszcze dziś parę papierkowych spraw dokończyć. Dziś po południu będę miała matury tegoroczne za sobą. Niby tylko 2 weekendy, ale jak się najpierw siedzi 2 tygodnie na ustnych, w różnych szkołach, a potem wpada w wir pisemnych, to zmęczenie jest niesamowite, naprawdę. To jest duża odpowiedzialność. W końcu to daje młodzieży przepustkę dalej...
Karma nieodebrana od piątku, żwirku nie mam ani grama... Jutro musimy auto pożyczyć, żeby z Andrzejkiem pojechać do weta... Mam nadzieję, że się uda.
Smęcę okropnie.

Ale już stąd idę.
