Wstałam niedawno, bo oczywiście pół nocy nieprzespane było...
I już wszyściutko opisuję!!
Przedwczoraj, tj. w sobotę, szykowaliśmy się do snu (po prawdzie to ja już z głową na podusi), gdy o 22.30 zadzwonił telefon - pani dokarmiająca, że widziała Finia. Prawie wyleciałam z domu w piżamie
Gdy przybyliśmy po chwili na miejsce, Finia niestety nie było. Wszystko potwierdzone szczegółowo, w tym biały ogonek, tylko obiektu brak. Finio nie dał się pani karmicielce złapać ani nawet podejść, ale jedzonko wyjadł do ostatniego okruszka.
I wczoraj...
Czatowaliśmy na miejscu od 21.30, jako pokusę wzięliśmy surową wołowinkę, którą Finio uwielbiał, ale niestety nie pokazał się. Ok. 22.00 pani zeszła na dokarmianie, koty się zleciały, poobserwowaliśmy jakiś czas okolicę i podeszliśmy do niej.
Nagle pod samochodami zaczął przemykać jakiś jasny kot... i to był Finio. Taka chudzinka, worek kosteczek obciągniętych skórką, powłóczący łapkami, futereczko wyszarzałe, mordeczka taka przerażona...
Podeszłam powolutku do samochodu pod którym siedział i podrzuciłam kawałek mięska, ale nie zainteresował się, tylko odsunął. Wyraźnie zmierzał do miejsca, gdzie było wyłożone jedzonko przez panią karmicielkę.
Nastąpił więc odwrót do tamtego miejsca, przez jakiś czas wzajemna obserwacja, wreszcie Finio tam podszedł. Próbowałam do niego podejść, ale zwiał. Pani już poszła do domu, a nam z pomocą przyszedł jeden z kotów Filutek.
Ustawiłam się tak, żeby padało na mnie światło, i zaczęłam głaskać i miętosić Filuta, jednocześnie do niego gadając, aż pomiaukiwał z rozkoszy

(Dobrze się już wcześniej poznaliśmy dzięki walerianie

) Potem powoli, żeby Finio wszystko widział (a wyciągał tą swoją chudą szyjkę, że hej), wyciągnęłam kawałek mięska i dałam Filutkowi do pysia. Tak ciamkał, że echo się rozlegało
I Finio nagle wybiegł spod samochodu i zaczął się zbliżać ! Rzuciłam mu kawałek mięska, zjadł na jeden kęsik, wyciągnęłam rękę z drugim i zaczął się zbliżać, aż tu nagle... W sąsiednim bloku zaczęli puszczać fajerwerki.
Jak pragnę zdrowia. Normalnie fajerwerki.
Wyobrażacie to sobie?
Myślałam, że mi ręce opadną. Nosz ku...wa, nie mieli kiedy.
Koty rozpierzchły się na cztery strony świata, mnie się już na płacz zbierało, a z drugiej strony bezradny śmiech mnie wręcz ogarniał. Na dokładkę z bloku wyszli ludzi z psami puszczonymi luzem.
Zatem znowu sporo czasu upłynęło na odczekaniu, aż się zrobi spokój. Trzęsłam się na myśl, że Finio wystraszy się na dobre i gdzieś ucieknie, ale był chyba zbyt głodny. Ustawiłam się blisko wyłożonego jedzonka, i cichutko wołałam Finia. Podszedł... wziął jeden kawałeczek mięska... drugi... a ponieważ został mi już tylko jeden, powiedziałam sobie - teraz albo nigdy. I podsunęłam mu jedzonko pod nosek, a drugą ręką zagarnęłam do siebie i... BYŁ ! TRZYMAŁAM GO !
Leciutki jak piórko, czułam jak bije mu serduszko, ale w ogóle się nie wyrywał. Cały czas do niego szeptałam.
VICTORY !!!
Oczywiście trzeba było jeszcze dojść do naszego bloku Powolutku ruszyłam, podtykając mięsko pod nosek. Wybierałam taka drogę, żeby nie padało na nas bezpośrednio światło, dopiero jak zaczęłam podchodzić do bloku, zaczął się trochę wykręcać. Krzysiek już wcześniej pobiegł przodem i wszystkie drzwi otworzył, więc tylko wparadowalam do środka i JUŻ !!!
Zostało jeszcze sporo do opowiedzenia, co się działo, jak zamknęły się za nami drzwi mieszkania, ale to wieczorkiem, bo teraz muszę lecieć do roboty.
JUŻ DAWNO ŚWIAT NIE BYŁ TAKI PIĘKNY !!
