» Wto maja 26, 2009 11:39
Fragment "Wyspy .. "
Jak w wypadku większości poważnych błędów, które popełnił w życiu, także tym razem wszystko zaczęło się w barze.
W lobby hotelu Holiday Inn na lotnisku w Seattle dominowała myśliwska zieleń, do spółki z mosiężnymi relingami i dębowym fornirem. Gdyby usunąć bar, pomieszczenie wyglądałoby jak dział męski w Macy`s. Była pierwsza w nocy i barmanka, korpulentna kobieta w średnim wieku i o hiszpańskich rysach polerowała już szklanki, czekając, aż troje ostatnich klientów wyjdzie, żeby mogła iść do domu. Przy końcu kontuaru siedziała samotna młoda kobieta w krótkiej spódniczce i z przesadnym makijażem. Tucker Case siedział parę stołków dalej, obok jakiegoś biznesmena.
- Lemingi - powiedział biznesmen.
-Lemingi? -powtórzył Tucker.
Byli pijani. Tamten, przysadzisty i po pięćdziesiątce, miał na sobie grafitowy garnitur. Na jego nosie i policzkach widniały popękane naczynia krwionośne.
-Większość ludzi to lemingi -ciągnął. -Dlatego im się nie udaje. Zachowują się jak samobójcze gryzonie.
- Ale pan jest gryzoniem wyższego poziomu? - spytał Tucker z uśmiechem cwaniaka.
Miał trzydzieści lat, mniej więcej metr osiemdziesiąt wzrostu, schludnie przystrzyżone jasne włosy i niebieskie oczy. Był ubrany w marynarskie spodnie, trampki i białą koszulę z niebiesko-złotymi wyłogami. Kapitańska czapka spoczywała na kontuarze, obok dżinu z tonikiem. Bardziej interesowała go dziewczyna przy końcu baru niż rozmowa z biznesmenem, ale nie wiedział, jak się przenieść, żeby to nie było zbyt oczywiste.
-Nie, ale ograniczyłem zachowania leminga do związków osobistych. Trzy żony. -Zamachał mu przed nosem pałeczką do mieszania drinków. - Sukces w Ameryce nie wymaga szczególnego talentu ani wielkiego wysiłku. Wystarczy postępować konsekwentnie i nie spieprzyć sprawy. Właśnie na tym wykłada się większość ludzi. Nie mogą znieść presji uzyskania tego, czego chcą, więc gdy są już blisko, aranżują jakąś klapę, by nie odnieść sukcesu.