A wiecie, że do rudzielca to mi bardziej zaczyna pasować imię Miś, bo z niego taka misiowata, puchata kuleczka jest.
Chłopaki prawie, że biją się o mięsko. Muszę chyba dawać każdemu osobno. Dzisiaj krówek cały wpakował się do miski żeby zasłonić sobą zdobycz przed rudzielcem. Musiałam mu wyciągnąć parę kęsków. A warczą na siebie przy jedzeniu, że tylko czekam kiedy krew się poleje. Mleczko i suche nie wzbudza takich emocji.
Rudzielec taki trochę pierdolowaty jest, ale odzyskuje rezon w walce o mięcho. Uwielbia czesanie i niesamowicie przy tym mruczy.
Krówek to taki przywódca, pierwszy się wyrywa z łazienki. Najbardziej ciekawy świata. Widać, że najsilniejszy. Zaczyna troszkę mruczeć.
Szylka za to charakterna będzie. Stawia największy opór przy wszelkich kosmetycznych zabiegach i warczy jak lew. O mruczeniu mowy nie ma, ale ja ją załatwię.
Maluszki pięknie bawią się myszkami, piłeczkami, kulkami z papieru. Opanowały też kuwetę rezydentek, z innym żwirkiem. A leją na potęgę.
