

słuchajcie, zadzwoniła do mnie jakaś pani w sprawie adopcji Amber. o boszzzze... normalnie jestem w szoku, bo nie wiem co mam zrobić...
jakoś już chyba myślałam, że nikt się nią nie zainteresuje...
pogadałyśmy chwilę. kobitka miała kotkę, ale jej zginęła... hmmmm... mieszka w domku i ma 16letniego psa, który z tym pierwszym kotem był mocno zżyty... Amber byłaby kotem domowym, nie wychodzacym...
powiedziałam, że na razie to Amber jest w trakcie leczenia, więc dopiero jak będzie zdrowa, to mogłabym ją "oddać"... ma zadzwonić za jakiś czas...
o jej... ja nie wiem czy ja ją potrafię oddać...
