Jestem pod wrazeniem waszych historii...
Pod wrazeniem twoich wierszy Majorko, jak je przeczytalem po raz kolejny to po raz kolejny cos mi sie z oczami dziwnego zrobilo choc juz stary ze mnie chlop

(dokladnie wczoraj moglem sobie zaspiewac - 40 lat minelo jak jeden dzien

)Padam ci do stopiczek i niesmialo prosze o zapisanie sie do twojego fanklubu.
Taka mala dygresja przypomniala mi sie o Kocicy: Jak ona sie kladla na mnie wieczorem, to najpierw "ugniatala ciasto" na mojej klatce

, no a wiadomo ze jak sie ugniata ciasto to wyciagniete pazurki do tego sa niezbedne... A ja latem sypiam, ze tak powiem, jak mnie PB stworzyl, wiec byl problem... Zeby przestala to uderzalem ja lekko wskazujacym palcem w lapki wolajac glosno - Pazurki! Pazurki! I Kocica pazurki chowala. A potem juz sie nauczyla tak ze ugniatala lozko obok mnie a na mnie juz wchodzila tylko zeby sie polozyc. Niesamowite, nie?
Jeszcze inna dygresja: Czytam tak tu rozne watki i historie i az mi prawie wstyd, bo ja mam chyba ogromne szczescie. Dlaczego? Otoz jak dotad (odpukac!!!) nie mialem najmniejszego problemu z moimi; ani z kuweta, ani z drapaniem, ani z jakimis chorobami. Sa zdrowe, pelne energii, nieslychanie pojetne, towarzyskie, czuleitd itp.
Np w kwestii kuwety, w domu gdzie sie urodzily, na przedmiesciu Paryza w maju kuweta owszem jest, ale one jeszcze byly za male zeby nauczyc sie z niej korzystac. Poza tym w tym domu koty bardziej zalatwiaja sie na zewnatrz niz do kuwety - maja kocie drzwi.
Potem w czerwcu wlasciciele wywiezli caly zwierzyniec do ich letniego domku w Wandeji (wiecej szczegolow w moim "Pozwolcie ze sie przedstawie"). Oni tak robia ze swoimi kotami co roku wywozac je tam na maksymalnie dlugo - w lecie. A tam kuwety w ogole zadnej nie ma, bo teren jest rozlegly, choc koty zrobily sobie tam takie jedno ulubione miejsce pod drzewem. Kubus i Plamka, jako ze byly jeszcze wtedy male, to zdazalo im sie czasem nasiusiac w pokoju, ale rzadko. Z reguly do tego nie dopuszczalem w prosty bardzo sposob: Ich mama, Pufka, budzila nas - mnie i koty, wracajac nad ranem z polowania przynoszac nam (tak! NAM! mnie tez, to czesto wyraznie byl prezent dla mnie

) polna mysz, z reguly jeszcze zywa

. Jak male zaczynaly sie budzic, to ja wtedy cap, za kark i wyprowadzalem wszystkie na dwor pod to ulubione drzewko starszych, bo one najchetniej siusialy wlasnie zaraz po przebudzeniu. Najczesciej mi sie ta sztuczka udawala.
Potem male K&P zostaly przywiezione na przedmiescie, gdzie jeszcze byly jakies 2 tygodnie zanim po nie pojechalem. Nie wiem jak sie zachowywaly przez ten czas w zwiazku z kuweta.
Jak je przywiozlem do siebie dokladnie 12 sierpnia -poznym wieczorem, bo sie zasiedzialem u tych znajomych i uciekl mi transport. Taszczylem wiec kontenerek przez jakies 2 km na piechote. Kubus siedzial zupelnie spokojnie a Plamka troche piszczala wiec czasem sie zatrzymywalem podnoszac kontenerek do twarzy i mowiac do nich uspokajajaco.
Jak juz wreszcie dotarlem do mieszkania, to postawilem kontenerek otwarty i, o dziwo, przez pare minut zadne z niego nie wychodzilo mimo mojej zachety. Dalem wiec spokoj, ale jak tylko juz wyszly, to natychmiast zanioslem je do kuwety, pogrzebalem w niej zachecajaco lopatka, wyglosilem pouczajacy wyklad do czego to sluzy i...nic. Myslalem ze po tym stresie podroznym beda jakies luzne kupki a tu nic, zadnego zainteresownia. Natomiast nastepnego dnia rano takowez slady znalazlem

.A one przeciez mialy wtedy zaledwie 12 tygodni! I od samego poczatku zalatwialy sie do kuwety w zupelnie im nieznanym mieszkaniu!
W ogole jak juz kotki wyszly z kontenerka to bez najmniejszego strachu zwiedzily cale mieszkanie. Jedynie nie jadly tego wieczora, co pewnie sie tlumaczy tym ze jadly wczesniej w starym domu, bo juz nastepnego jadly z apetytem. Czyzbym mial jakies wyjatkowe koty?
To ze sa tak zdrowe tlumacze tym ze az do 10tego tygodnia byly caly czas karmione wysokiej jakosci mleczkiem przez ich mame. Wysokiej jakosci dlatego, bo Pufka - mama oprocz puszek, sucharkow, krowiego mleka (zadnych biegunek nie bylo!) odzywiala sie conajmniej w polowie tym co upolowala: myszy, ptaszki i rybki ze stawu. Maluchy ani razu nie byly odpedzane od piersi, ale tak mniej wiecej od 7-8 tyg. male dozywialy sie dodatkowo sucharkami i mieskiem z puszek, co zreszta z poczatku nie szlo im na zdrowie - wymiotowaly, ale po paru dniach im przeszlo. Usilowalem co prawda pilnowac zeby tego ni ejadly, ale nie bylo to latwe przy liczbie 8 sztuk kotow, a jak przestaly wymiotowac to dalem spokoj, jedynie zwracajac uwage zeby za duzo tego nie jadly.
Koniec
