Oto aktualne podobizny moich stałych rezydentów, Malucha i Baji, w ich ulubionych miejscach, w ciepełku lub na wysokości:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/b76 ... 58038.htmlhttp://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ada ... 82722.htmlhttp://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/263 ... eb4da.htmlNiedługo skończą 3 lata

.
O oprócz dwóch ulubieńców, od których wszystko się zaczęło, jest jeszcze u nas tymczasowo Kicia (tymczasowo tak właśnie nazywana, choć niereagujaca na to imię - pewnie wie, że nie jest docelowe):
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/11d ... 78d1b.htmlKicia jest jednym z "dzielnicowych", czyli półdzikim kotem z naszej dzielnicy. Wpadała do nas na michę od września. Wkrótce okazało się, że Kicia jest kotna... okociła się pod koniec września, ale nie u nas. Kociaka, jednego jedynego, poznaliśmy dopiero pod koniec listopada, przyprowadziła nam wypasioną koteczkę, nazwaną przez nas Pchełka:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/17b ... 6b252.htmlhttp://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/515 ... 87559.htmlI jeszcze mamuśka razem z córeczką:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/d67 ... 0ea88.htmlI obie zamieszkały w naszym ogródku. Wtedy też Kicia została przez nas zaprowadzona na sterylizację i zaszczepiona p.wściekliźnie, a Pchełka dostała dawkę szczepiomki p.KK i PP.
Pod koniec roku wyjechaliśmy do PL, a opiekę nad kociarnią przejął nasz stróż. 2 rezydenci w domu + 2 sztuki w przydomowym ogródku i kociej "budzie". Oczywiście rozesłałam też wici o kotach szukających domu, zaznaczając, że najlepiej by było, gdyby ktoś przygarnął obie

Niestety kilka dni przed naszym powrotem do Algierii, Pchełka poszła w świat. Dokładnie nie dowiedziałam się, co tak naprawdę się wydarzyło. Ale nigdy jej już nie widziałam. Czasem ulicą przemknie jakiś taki pchełkowaty kot, ale czy to ona? Do nas w każdym razie nie zagląda. Albo wybrała wolność, albo ktoś ją przygarnął, albo... no nie wiem, złych myśli staram się do siebie nie dopuszczać.
Kicia nie mieszkała już u nas w ogródku, ale regularnie dwa razy dziennie wpadała na michę i czasem zostawała na trochę dłużej. Myślę, że mieszkała w "kociej komunie", kilka ogródków dalej. Tam chyba nikt na stałe nie mieszka, a przyuważyłam, że kilka kotów właśnie tam zawsze przeskakuje przez mur. "Nasza" Kicia też.
W połowie stycznia dostałam kontakt do kobietki, która zgodziła się przygarnąć Kicię i Pchełkę. Jak sie dowiedziała, że jest już tylko Kicia, to stwierdziła, że to w sumie też ok. Tylko że wzięłaby kotkę po przeprowadzce, powiedzmy około 15 lutego.
14 lutego zapakowałam więc Kicię do kontenerka i zawiozłam na przegląd do wetki. Obcięcie pazurów, czyszczenie uszu (niestety podejrzewam świerzbowca usznego, ale wetka mikroskopu nie ma

) + zdiagnozowanie przyczyny pryszczy na nosie i brodzie:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/10b ... 35696.htmlDiagnozy w zasadzie nie usłyszałam, ale zalecono smarowanie gencjaną

Tak przez 10 dni (na zdjęciu widać pyszczek już po posmarowaniu gencjaną).
Zadzwoniłam do potencjalnej nowej właścicielki Kici. Ona mi na to, że wolałaby, żebym jeszcze przetrzymała Kicię, bo ona się jeszcze nie przeprowadziła. No więc Kicia wylądowała u nas w domu, w oddzielnym pokoju. Po kilku dniach podjechałam do innego weta, dołożył jeszcze żel Fucithalmic do smarowania zainfekowanych miejsc, sugerując infekcję bakteryjną.
Potencjalna właścicielka Kici pod koniec lutego jeszcze się nie przeprowadziła, więc gdybym jeszcze mogła potrzymać kotkę ze dwa tygodnie... OK.
Kolejnego dnia Kicia przewraca się na plecy, pokazuje brzuch, a tam:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/8a3 ... db0f3.htmlRany, grzybica!!! Do weta po potwierdzenie i po leki. Wet potwierdził: grzybica, przepisał gryzeofulwinę (tutaj nadal stosowana) na 21 dni + przemywanie betadyną.
Dziś 16 dzień leczenia, od kilku dni, po konsultacji telefonicznej z polską wetką, stosuję też krem pevaryl na zmienione chorobowo miejsca (w sumie trzy placki na brzuchu), Kicia dostaje też imunoglukan i tran. Niby jest lepiej... teraz na nosie kicia ma tylko mały jeden płaski strupek po odpadnięciu poprzedniego, a miejsca na brzuchu są teraz mocno różowe, ale dokładnie obejrzeć niestety nie mogę, bo Kicia jednak nie do końca jest jeszcze oswojona, więc nie zawsze idzie gładko.
Latam po domu z odkurzaczem, z mopem, sił czasem już brak. Ale musi się udać zwalczyć grzyba i nie roznieść go na pozostałych domowników.
A potencjalna właścicielka Kici nie odzywa się. Ja póki co też nie, bo ona jeszcze nic nie wie o grzybicy. 17/03 kończę gryzeofulwinę i jadę do weta na kontrolę. I wtedy zadzwonię do kobietki. Zobaczymy, co będzie dalej.
Ufff, tak w skrócie wygląda historia ostatnich miesięcy
