» Czw maja 07, 2009 8:53
Ogolnie mam wrazenie, ze tam duzo jest "na nasz przyjazd " robione.
Te pelne jedzenia michy jak dla stada 40 kotow...wszystko pewnie do wyrzucenia pozniej.
Komus to jedzenie trzeba zostawic. P Irena rozdaje, Bozena nie chce wydawac...z tego co wiem inni pracownicy tez maja w domach zwierzeta....Dokarmianie calej Rawy nie lezy w naszych zamiarach i mozliwosciach.
Podjelismy sie opieki nad kotami z FIV. Nie wiem, jakos to musimy rozwiazac.Rozliczac ich z tych puszek co tydzien? Jakos wyliczyc ile tygodniowo zje 10 kotow. Plus minus jakis blad liczony do gory.
Brzmi moze i glupio, ale to jedyny sposob.
Tak to dziala w biurach, lokalach. I tak trzeba to tutaj zorganizowac chyba.
Zostawianie lekow do podania tez nie zawsze sie sprawdza.
Nie ma sily, schronisko musi miec stalego weterynarza.
Ktos kiedys pisal, ze w ramach cwiczen, wolantariatu, czy czegos tam do schronu miala przyjechac wycieczka cala z wydzialu weterynarii. P. Wahl sie nie zgodzila.
Moze warto temat znowu przemyslec. Na pewno nie juz, w najblizsza sobote, ale za jakis czas.
Jednym z priorytetow jest umozliwienie bezpiecznego przejscia przez teren. Normalne adopcje nie rusza poki beda tak jak dotychczas zalatwiane "na gebe i zdjecie".
Czesto podjezdzaja ludzie, chca zobaczyc psy, adoptowac jakiegos.
I psy wyprowadzane sa przed brame, dwa, trzy. I ma sie do tych ludzi zal, ze zaden nie wpadl od razu w serce i odchodza z niczym.
Duzo jest do zrobienia, bardzo duzo. Dojscia do wszystkich budynkow powinny byc bezpieczne, Moze po prostu te dojscia na poczatek, doraznie oddzielic siatka. Przeciez my przechodzac do domu p. Wahl musialysmy czekac na pracownika zeby nas oslanial. Ja polazlam bez oslony i za przeproszeniem wielki rudy pies mnie w tylek skubnal. Jana idac do Ireny zostala dziabnieta w kostke i obalona na ziemie.Ktos inny stracil kawalek ubrania. Ktos zarobil w lydke, ktos w reke. Tak sie kurcze nie da.
Wiemy teraz o panu, ktory jest zainteresowany kotem.Fiv mu nie przeszkadza. Ale chcialby go chociaz zobaczyc. Nie mozemy miec pretensji do ludzi, ze chca wybrac zwierze, ktore bedzie ich towarzyszem przez wiele lat. Jak bedziemy wciskac na sile, to te zwierzaki znowu moga wyladowac na ulicy.
Weterynaryjni wolontariusze tez nie pojda tam jak na pole minowe. A duzo dobrego mogliby zrobic. Niektore psy sa tak skoltunione, ze ledwie moga chodzic.W dredach siedzi robactwo.
Wielki teren, mnostwo pomieszczen, a brak malego pokoiku ze stolem i krzeslem. Umowe adopcyjna maja wypelnic w samochodzie?
To nie jest wielki koszt - maly pokoj, szafa na klucz, kilka krzesel i stol lub biurko.
Nie maja tam chlodni, maja raptem chyba dwa parniki.Lapki zrzucane na wielkie stosy po kilku dniach zyja wlasnym zyciem.
Dziewczyny probuja zalatwic chlodnie. Ale moze ktos ma jakies mozliwosci?
Moglabym tak dlugo pisac.
