W shcronisku sa dwa nowe koty- jeden, spędzający mi sen z powiek, przyniesiony przez pracowników oczyszczalni ścieków, ten po powtórnym urazie zagwoździowanej nogi (w poniedziałek dopiero Rtg), i druga po wypadku biała, poobijana koteczka, cała brudna i zakrwawiona.
Na szczęscie koteczka, o imieniu Gaza rzuciła sie na puszkę, kiedy jej podsunęłam, jest nadzieja,z e jest tylko poobijana. Śliczna i delikatna.
Nie mam zjdec, po dzisiejszym dniu nie miałam na nic sił, tym bardziej,z e jestem po dyżurze nocnym, i jestem półprzytomna.
Ale najbardziej martwi mnie
Czaj, ten nasz wyłysiały, z dzirami kocurek, któremu załozyłam watek na kotach- on tak bardoz chce do człowiak, wydziera sie przy siatce, ilekroć zobaczy,ze ktoś przechodzi, mizia sie, daje buzi, przytula, demonstruje jaki jest pięny i kochany,a le wszyscy ludzie patrzą na niego ze wstrętem. On nie ma szans. Wszystkie inne mają, on nie.
W dodatku jeden z dziczków dostał takiego caliciwirusa,z e język ma własciwie cały bez skóry, jedna żywa rana. Póki te dzikie koty sa zdrowe, to tylko gdzieś przemykają, i tyle, a on musiał już zaniemóc całkowicie, bo wetka weszła rano do kociarni, a on lezał na środku na kafelkach.
Jezu, zabrałam go do domu, i karmię go gerberem i Convalescensem na siłę. Mam na siłę,z e nie jest za późno, i ze ma jeszcze szansę.
U nas w schronie Caliciwiroza przebiega wyjątkowo cięzko. Odeszły na to już dwie dziczki, nie dały sie karmić na siłę, były z byt dzikie, i zawze to samo- wielka jedna rana na calym języku
Ech, Łapku, trzymaj się
