
no tak ma swój wyrobiony światopogląd...
A wczoraj zrobiłam coś strasznego

wiem, że nie powinnam... możecie na mnie krzyczeć no ale olałam kroplówkę i Qua jej nie dostał. Prawda jest taka, że jak wróciłam do domu to chłopak raczył nie wyjść, żeby mnie przywitać. W ogóle raczył zostać u my zamiast się ucieszyć, że jestem. No cóż nie przejęłam się i poszłam spać ignorując złośliwe głosy sumienia o tym, że trzeba chłopaka nawodnić. Jak się obudziłam dostrzegłam zarys kociego kształtu pod jego kocykiem. Westchnęłam i poszłam się przywitać już niemal widząc tą wysuszoną śliwkę węgierkę. Odkrywam kocyk i oczom nie wierzę tzn. częściowo wierzę, bo dokładnie takiej miny się spodziewałam ("no dobra nawet nic nie powiem") za to wcale nie było suszonej śliwki! Taka lekko robaczywa węgierka to tak, no może troszkę czasu na słońcu spędziła ale zdecydowanie stan odwodnienia Qua był mały (czy może raczej duży ale mniejszy niż się spodziewałam)! Mała rzecz, a cieszy...
Jeszcze rozmowy okołokocie o których zapomniałam. Na święta jak byli u nas goście to strasznie się mnie wypytywali po co ja kota przykrywam, przecież w ten sposób izoluję go trochę od świata

(ja na prawdę chciałabym mieć taką moc sprawczą i posłuch)
Dzwoniłam przed chwilą do brata żeby dał Qua tablety (hehe nie ma to jak zwalić jakieś rzeczy niezbyt przyjemne ale niezbędne na kogoś innego) i jeszcze żeby zabrał kocie jedzenie z podłogi, bo wczoraj kupowałam suche i zostawiłam w torbie na ziemi... torby często kończą rozprute zębami pewnej Lalki. Miki wszedł do pokoju i podobno Gruby wyłonił się z czeluści błękitu. Już nie podobno powiedział co myśli o pustej misce domagając się jej napełnienia. Po napełnieniu Miki przez telefon nawet miał większe oczy, po czym usłyszałam "ale on wp..la". (na usprawiedliwienie powiem, że mój brat nie przeklina tak normalnie, czasami tak jak teraz to tak z przymrużeniem oka, żeby coś podkreślić)