Georg-inia pisze:oby tak dalej Wam ładnie szło
Malati, przerastasz mnie ewidentnie w rozumieniu kociej mowy

Georg łazi za mną od trzech dni i namiętnie usiłuje coś mi przekazać, drąc ryjka na cały regulator. Za diabła nie wiem, o co mu chodzi

Inga a nie chodzi o to, że jest pokój do którego teraz chłopak nie ma dostępu?

(i ja nie wiem czy Pan Przyjemny by się nie zirytował czytając, że szlachetną buźkę jego nazwałaś ryjkiem, jak u jakiejś myszki!!)
Zresztą tu nie chodzi o sam przekaz werbalny ale też całą oprawę. No i czasami mnie też przerasta to, że ja już wiem o co mu chodzi. Ale do tej pory nie rozumiem krzyków spod kocyka (kiedyś o nich pisałam).
A dzisiaj rano znowu było ok! Qua wyglądał pięknie i ważył 3,3 kilograma!!!! To pewnie przez ten wieczorny posiłek. Będę go zmuszać do nocnego jedzenia

(jakbym wierzyła, że jestem w stanie zmusić tego kota do czegokolwiek) I mama zabrała już baby więc jedzenie mogło zostać w dwóch miskach na ziemi

Może nie wspomnę co się działo przy kroplówce. Moje ekhm udoskonalnie okazało się jakimś gigantycznym nieporozumieniem. Qua pokazał na co go stać (a na prawdę na wiele go stać), po kroplówie obrażony poszedł ode mnie. Twardy był... poszłam spać normalnie bez niego, obudziłam się ok. 1szej w nocy, a ten gałgan dalej leżał w przedpokoju pod fotelem. No to go zabrałam bo co mogłam? Oczywiście chłopak się rozmrukał, zajął moją poduchę no fajnie mu było...
Poza tym wiecie On jest dziwny odrobinę tzn. jest to kot (momentami) fizyczny konformista i to taki z przerostem konformizmu... o polowaniu Wam pisałam, ale to nie wszystko. (postanowiłam dawkować napięcie) może to jest normalne i niepotrzebnie się zachwycam.. ale z Qua można zrobić wszystko. Wczoraj jak go chciałam pogładzić to od razu wystawił brzunia i rozluźnił wszystkie mięśnie, ale to norma. Normą nie był moment jak go chciałam przełożyć to przelewał się jak taki właśnie malutki flaczek... bardzo mu błogo było, nie spiął ani jednego mięśnia. Może akurat te dwie szare komórki krążyły w jego głowie i nie było już krwi na nic innego.
No i wiecie co zrobiłam dzisiaj rano?

Wstałam 20 minut wcześniej, żeby pobawić się z Qua. Skotłowaliśmy łóżko, Qua położył się w dużym pokoju i polował

A poza tym to się zawsze tak kończy... ja robię na złość kotu, wyciągam go spod kocyka, całuję, ściskam, miętole, przytulam, całuję mu brzunia (poważnie to robię), ściskam, podnoszę (no nie umiem się powstrzymać On jest jak taka kompletna przytulanka) no i wreszcie zbieram się do pracy, to znaczy zaczynam szykować czyli wychodzę z pokoju. Qua rozkłada się na kołdrze z minką nabzdyczonego pomidorka, cokolwiek robię nagle słyszę "mrraaau". No to wracam całuję kota, przytulam, chwilę z nim siedzę (mądra byłam i przewidywałam różnego rodzaju wydarzenia losowe rezerwując na nie czas). Qua mruczy, ja idę, zabieram ze sobą kota i mamy chwilę na szaloną zabawę w pokoju. Idę zrobić śniadanie, Qua wraca na łóżko i znowu mnie nawołuje
Barb a`propo krzyku to wczoraj w czasie kroplówki Qua zaprezentował coś niesamowitego. On zdecydowanie dużo ćwiczy do tego chińskiego chóru krzykaczy. Mianowicie na jednym wdechu był w stanie (bardzo głośno) wpierw być w tonie płaczliwym, rozpaczliwym, nieszczęśliwym, a później mega wkurzeniu z warczeniem jako przygrywką
Chyba nie ma... Qua ma iksa a przez to bardzo niefotogeniczny tył. No w ogóle ujęcie inne niż pysia no ten tego... ale poszukam w zdjęciach ze spaceru (są na forum) bo tam były zdjęcia bardziej całościowe.