Tehanu,
właśnie prześledziłam cały wątek i łączę się z Tobą w niedoli.
moja Kicia zginęła 13go marca, w piątek... spadała z 5 piętra z balkonu. jedynym pocieszeniem było to, ze nie znaleźliśmy jej martwej... był więc cień nadziei, że żyje i się odnajdzie.
ja jednak miałam wizje Kici poturbowanej, zdychającej w cierpieniach gdzieś, nie wiadomo gdzie... po prostu serce mi pękało z rozpaczy.
wzięłam urlop i szukałam godzinami. tak jak Ciebie, tak i mnie wspierali ludzie na forum.
szukaliśmy z mężem w najbliższej i dalszej okolicy bloku. rozwiesiliśmy plakaty, powiadomiliśmy sąsiadów, łaziliśmy rano, we dnie i w nocy, wołaliśmy, kicialiśmy... nic. ktoś na forum podsunął mi myśl, żeby jeszcze dokładnie sprawdzić balkony na parterze bloku, bo koty na ogół nie odchodzą nigdzie daleko. wciskają się w jakąś nagłębszą dziurę i boją się wyjść.
to nowy blok i balkony na parterze nie wyglądają standardowo jak w "starych" blokach, są to odgrodzone tarasy. nie mieliśmy możliwości żeby fizycznie na nie wejść i je "spenetrować", więc prosiliśmy sąsiadów tam mieszkających żeby zwrócili uwagę czy nie ma tam kota. oczywiście zaoferowali swoją pomoc. my chodziliśmy tylko dookoła i zaglądaliśmy przez jakieś szpary, nawołując Kicię.
po 3 dniach i właściwie straconej już nadziei na szczęśliwe zakończenie, powiedziałam do męża - te balkony trzeba sprawdzić samemu. co z tego, że ludzie wiedzę, że szukamy kota, jak pewnie nikt się nie ruszył żeby obejść wszystkie zakamrki i sprawdzić czy nigdzie tam nie siedzi. w końcu to był jeszcze marzec i zimno na dworzu...
no i sprawdziliśmy... i co się okazało... na jednym z balkonów ludzie mają położoną paletę/podest, na której stoją donice z kwiatami. po zaświeceniu latarką z góry wydawało się, że nic pod spodem nie ma... ba! po zajrzeniu pod tą paletę wydawało się, że nic nie ma... dopiero po zanurkowaniu na podłoże i zajrzeniu "dogłębnym" okazało się, że jest! koci ogon a wraz z nim cała nasza Kicia. znalazła się! wszyscy byli w szoku, a najbardziej właściciel balkonu...
morał z tego zdarzenia jest dla mnie taki... szukać, szukać, szukać i się nie poddawać. w każdej najmniej prawdopodobnej dziurze i zakamarku. nawet jeżeli Ci się wydaje, że jest niemożliwe żeby kiciulek gdzieś siedział, to zajrzyj tam dwa razy. a jak wydaje Ci się to zupełnie niedorzeczne, to zajrzyj tam tym bardziej.
on gdzieś się wcisnął i stamtąd nie wychodzi - takie jest moje zdanie. na wołanie albo odpowie albo i nie. nasza Kicia pierwszego dnia poszukiwań, miauknęła dwa razy cichutko... ale ja nie byłam pewna czy mi się nie wydawało, a zresztą dookoła biegały dzikie koty i pomyślałam, że to może któryś z nich. ale to był jedyny raz kiedy ona się odezwała.
Tehanu, on jest gdzieś blisko i jest cały (w sensie, że nie spadł z balkonu, nie potrącił go samochód), to jest najważniejsze. Musisz szukać kochana i się nie poddawać.
ja oczywiście sercem jestem z Tobą i głęboko wierzę, że już lada chwila Twój Finio się znajdzie.
pozdrawiam serdecznie
ta szara dama poniżej, to właśnie odnaleziona zguba