Wczoraj Koza miała dzień pełen atrakcji.
Mieliśmy gości.
Jako pierwsza przyszła osoba, która w przeszłości czasem dokarmiała Kozę i której udało się w listopadzie ewakuować kotkę z jej poprzedniego domu.
Koza bardzo się ucieszyła na widok tego gościa - rzuciła się na niego z wielkim wrzaskiem, przykleiła się do nóg i kręciła oszalałe ósemki.
Kolejnych gości witała w progu, mniej entuzjastycznie co prawda, ale też się cieszyła.
W międzyczasie na stole pojawił się obrus. Super sprawa. Chwilę trwało tłumaczenie Kozie, że to nie jest nowa zabawka i że po stole teraz się nie chodzi.
Potem na stole pojawiło się jedzenie.
Pokusa dużego kalibru.
Kiedy nie powiodły się próby wskakiwania na stół, Koza postanowiła załatwić to inaczej.
Wskoczyła jednemu z gości na kolana i rozsiadła się wygodnie.
Mrumrumru, ja tu tylko po głaski przyszłam... Po czym w chwili nieuwagi skoczyła do przodu, wsadziła mordkę w miskę z ziemniakami, złapała grudkę i natychmiast ze swoją zdobyczą ewakuowała się pod stół
Próbowała to potem jeszcze powtarzać. Układała się na kolanach, przymykała oczy, niby pełen relaks i słodka drzemka - a w międzyczasie łapka wędrowała na stół. No ale już byliśmy czujniejsi i kolejne kradzieże zostały udaremnione.
Koza tylko coś miaukoliła pod nosem, bardzo niezadowolona.