Tak, my też mamy wrażenie, że Bona maleńkimi, a wręcz mikroskopijnymi krokami zmierza w kierunku człowieka. Widać, że chce zauać, ale się boi. Wczoraj, będąc u mruczków, doznałyśmy niemalże szuku

Bona, niegdyś szybkołapa uciekinierka, wczorak na nasz widok 'tylko' zwinnym, ale delikatynym i spokojnym kłusikiem udałą się pod wannę. Podkreslamy - kłusikiem, a nie galopkiem

Jest coraz lepiej. Zaczęło się od tego, że królewna usiadłą w progu - w drzawiach, i siadziała tam. Siedziała i śmiało odmrugiwała oczkami na nasze mrugniecia. Nie reagowała na nasze dość głośnie ustawianie sie z aparatem - nie przeszkadzało jej to, że raz kucamy, raz wstajemy w dość bliskiej od niej odległości. Tylko nieruchomo siedziała śledząć czujnie nasze ruchu. W pewnym momencie udwróciła się, postanowiłyśmy wykorzystać ten moment i zaryzykować - cicho i niepostrzerzenie podsunęłyśmy do niej rękę i, gdy ta nie patrzała, jednka z nas dotknęła Bonę. Lekko głasnęła, przez ten jeden ułamek sekundu - to był szok. Zdawało nam sie, że to włąśnie my jesteśmy w wiekszym szoku niz ona. My wytrzaszczyłysmy oczy, osłupiałysmy - ona tylko wstała i sobie poszła...Poszła i, jakby obrzuciła nam spojrzeniem pełnym pretensji: "Jak tak mozna..."
Powyższa sytuacja, ma się rozumieć, jest w przypadku bony żadkoscią - wystarczy gwałtowniejsze podniesienie ręki, by koteczka z niebywałą prędkością zniknęła gdzieś, gdzieś nie wiadomo gdzie...