Życie zawsze coś tam wymota..
Ostatnio widziałam mojego sąsiada, kiedy zabierałam od niego Pingusia. Mówił, że zachorowała mu dalmatynka. W środę musiał ją pochować. Podobno przez złe lekarskie rozpoznanie była od kilku/nastu dni źle leczona. Mocznica, operacja, śmierć.
Pan miał łzy w oczach.
Nie będzie chciał oddawać mamy Pingusia, bo to teraz jego jedyny towarzysz. Kotka na szczęście nie ma ochoty wcale wychodzić na dwór.
Więc tematu nie ma..
Luny mi bardzo szkoda, bo to był bardzo radosny i uśmiechnięty pies. Do swojego pana uśmiechała się podobno w sposób specjalny, podnosząc wargi
