czesc
spiesze doniesc ze u malej Rysi na razie wszystko w porzadeczku i wydaje sie, ze aklimatyzacja przebiega stopniowo i bez zaklocen.
pierwsze 2 dni spedzila w swoim koszyczku dajac sie tylko glaskac i b. rzadko z niego wychodzac (tylko wtedy jak nikogo nie bylo w poblizu), Ona uwielbia glaskanie, ocieranie i wszelkie pieszczoty;-) - choc jak jest spiaca to nie ma czasem ochoty o czym sie juz przekonalem - podrapane rece;-). Od dwoch dni zaczyna juz niesmialo szalec (sznurowke po prostu uwielbia;-) i badac cale mieszkanie (bedzie z niej ogrodniczka bo ma slabosc do kwiatkow;-), swoja droga na poczatku nie bardzo chciala jesc i sie zalatwiac, ale jak jej kupilem tunczyka to zmienila zdanie;-)), dzis nawet jak rano przygotowywalem jej kolejna porcje to pofatygowala sie do kuchni zeby wszystkiego osobiscie dogladnac;-))
najgorsze jest to ze musze ja wziac do weterynarza i bede musial znowu wsadzac do klatki i zamykac i znowu moze stracic swoje zaufanie do mnie, wiec nie wiem co robic, czekac jeszcze az sie bardziej oswoi czy mimo wszystko wpakowac ja do klatki i pojechac? swoja droga jakiego weterynarza polecacie na slasku? slyszalem ze
w tarnowskich gorach jest dobra lecznica, nic nie wiem o tej w Bytomiu. Bede wdzieczny za wszystkie rady. swoja droga mala Rysia czasem kicha (nie za czesto, ale pare razy sie jej zdarzylo - troche mnie to martwi, moze to byc cos powazniejszego?
Pozdrawiam i czekam na rade
Ps. na razie zdjec jej nie cykam;-))), zeby jej nie straszyc (wiec, zadnych nie wysle), obiecuje niedlugo uzupelnic relacje o reportaz zdjeciowy;-))