Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy
Martulinek pisze:Dziś o mało nie straciłam Niny. Otworzyłam im drugi pokój. Myłam okno, przymknęłam, żeby na sekundę wyjść. Był przeciąg, okno się otworzyło... O tym, że nie ma Niny zorientowałam się po dłuugim czasie, po miauczaniu głośnym Soni (teraz wiem, że nie może być w domu sama, bez drugiego kota, bo wtedy płacze, dla niej potrzebny jest dom z drugim kotem, albo żeby mogła być z Niną). Obszukałam mieszkanie, zakamarki, zasłonki, łazienki itp. Nic, cisza. Wypuściłam swoje koty, bo szybciej znajdą Ninę ode mnie, ale były bardzo spokojne. Przypomniało mi się to okno. Obeszłam ogródek i pod żywopłotem w samym rogu ciche miau, miau. Usiadłam na ziemi, trochę nieśmiało ale w końcu podeszła i zaczęła się łasić, przytulać do rąk, ale nie do końca ufnie. Delikatnie wzięłam ją na ręce, przytuliłam leciutko i wolniutko w stronę domu. Jak weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi dopiero ożyłam. Nina na rękach bez ściskania i trzymania na siłę, była grzeczna, chociaż cała napięta i wystraszona. Ale udało się. Jak zobaczyłam Ninę w tym żywopłocie, to przypomniało mi się hasło z bilbordu który mijam, coś takiego, że "Spokój siłą". W tej sytuacji się sprawdziło.
Martulinek pisze:A dla mnie grzybica u kotów to zupełnie nowa sytuacja. Jak widać i lekarzom nie udało się tym skutecznie zająć. O mały włos, a pogrążyłabym wiewiórki w tej chorobie jeszcze bardziej. A tak w czwartek zaczynamy działać. Oj, Etka, jak dobrze, że to wszystko o leczeniu napisałaś
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 19 gości