Ano wiosna...
Chciałam zapytać - moze ktoś coś poradzi... Rozmawiając ostatnio z panią która karmi koty w mojej okolicy (ale na innym terenie niż ja) zobaczyłam chorego kota. Chodzi po mnie teraz, sumienie mnie męczy ale nie wiem co zrobić. W okolicach zdarzały się już przypadki białaczki boję się, że to to. Kocur wygląda źle. Trzeba go zabrać spod wiaduktu i leczyć. Tylko że po pierwsze potrzebne miejsce do rehabilitacji (w domu sie nie odważę go trzymać - mam dwie nie szczepione kotki), a po drugie koszty - no i jeśli się okaże ze jednak faktycznie białaczka to i tak wszystko na nic. Ta karmicielka dysponuje piwnicą, ale ma w niej obecnie dwie kotki - nie można kocurka do nich dodać bo jeśli to białaczka to będzie to wyrok na koteczki. Znalazłam tym dwóm kotkom nowy dom - na wsi u dobrych ludzi, ale pojada dopiero na początku maja. A kocurek tyle chyba nie może czekać...
Co robić w takiej sytuacji ? Kurczę no ten TOZ bez lecznicy i bez możliwości dłuższego przetrzymywania leczonych kotów jest jak kaleka. Nie wiem nawet czy leczą wolnożyjące koty - zapewne nie, poza sterylką nie oferują niczego innego. Same testy na białaczkę kosztują pewnie majatek no i ciekawe kto pobierze temu kotu krew...
Pani Izo jak Pani sobie radzi z chorobami dzikich kotów ? Może ktoś mi coś podpowie...