Estraven pisze:
Niemniej i tutaj zdarzają się wyjątki, jak Uszek uwielbiający niegdyś balkon w zimowe poranki,
takie w stylu -15...
Zdaje się, że trafiłam na takiego "wyjątka"
Skrobanie w drzwi balkonowe zaczyna się jeszcze zanim zimowe słoneczko wstanie. Oczywiście kocie jęki są ignorowane, bo nikt rudego nie wypuści na mróz mając jeszcze w planie dalszą drzemkę. Ale już koło 7-8 rano kocoor dopina swego i zadowolony sadowi się na kocach, którymi wyłożona jest specjalna półeczka na balkonie. Stroszy się cały i obserwuje przelatujące ptaszki, biegające pieski i ludzi wędrujących do pracy... Trudno kota zaprosić z powrotem do środka, można sobie stać w otwartych drzwiach i wołać do upadłego: Kituś, Kituś!

Kituś ma to w miejscu wiadomym
Potrzafi tak siedzieć naprawdę długo.
Kiedy wreszcie da się zaprosić wkracza do domu na sztywnych łapkach, z nastroszonym ogonem, dopada miseczki i wymiata z niej wszystko, czym gardził do tej pory

Potem włazi na kaloryfer, a kiedy już się ogrzeje, zaczyna od nowa koncerty pod balkonem.
Myślałam, że kiedy temperatura spadnie kot spoważnieje i zacznie się zachowywać jak na domowego piecucha przystało. Próżne nadzieje. Widać ten typ tak ma
Może po prostu są koty, które to lubią?
Inna jest oczywiście sytuacja mojego rudzielca, a inna bezdomnego dziczka, ale może można zaryzykować twierdzenie, ze odporność kota jest dość duża? Zwłaszcza kiedy jest syty i w razie potrzeby ma się gdzie schronić...