kasia86 pisze:Moja córka ma też problem alergiczny z rękami, chociaż miała robione testy alergiczne i wyszło, że nie jest alergikiem. A ona ma taką pracę, że musi pracować w rękawiczkach przy chorych. Ciągle jest na zwolnieniu przez te ręce. Teraz czeka na miejsce w szpitalu żeby zrobić kompletne badania od czego to ma na dłoniach. Ona już i tak pracuje w innych specjalnych rękawiczkach, ale to i tak wszystko na nic.

Same rękawiczki też mogą działać źle na skórę - zwłaszcza te cienkie, z talkiem wewnątrz. Talk też uczula i mnie te rękawiczki drażnią skórę, zwłaszcza wtedy, gdy już mam wypryski. No i w ogóle nie mogę używać mydeł w płynie, płynów do kąpieli i żeli pod prysznic, długo moczyć rąk w płynach do czyszczenia i używać prawie żadnych, normalnych kosmetyków. Od dwóch lat używam kosmetyków Eco Cosmetics, dostępnych między innymi tutaj:
www.ekologiczny.pl A moje obecne kłopoty wzięły się stąd, że kolejny raz próbowałam, czy czasem coś się nie zmieniło na lepsze
Dzisiaj rzeczywiście skończył się czwarty miesiąc życia bez Mrusi - chociaż niezupełnie bez niej, bo w moich myślach Mrusia jest obecna nieustannie.
Na przykład ostatnio doszłam do wniosku, że chyba nigdy nie wyjaśniłam w naszym wątku, dlaczego Mrusia tak często starała się wylegiwać w transporterku, podobnie, jak początkowo Bisia.
16 grudnia 2007 pisałam:
mb pisze: A Mruśka nie miała żadnej miny, bo znowu spała w transporterku Bisi - dostała totalnej obsesji na jego punkcie
Otóż na samym początku Bisia dużo czasu spędzała w transporterku, więc żeby umilić jej pierwsze chwile w nowym domu, klękałam przed transporterkiem i wygłaskiwałam, czasem przez pół godziny i dłużej, siedzącą w nim Bisię. Bisia zaczynała wtedy strasznie głośno mruczeć i mruczała jeszcze długo po tym, jak już zakończyłam takie wygłaskiwanie.
Każdemu takiemu seansowi wygłaskiwania Bisi towarzyszyła Mrusia, siedząc w pozycji Sfinksa tuż obok transporterka i przygladając się poczynaniom moim i Bisi z wielką uwagą.
Po pewnym czasie Mrusia zaczęła zakradać się do transporterka, gdy tylko Bisia z niego wychodziła. Dziwiło mnie to, bo normalnie Mrusia za żadne skarby do transporterka by nie weszła. No więc Mrusia wchodziła do transporterka, a po kilku, kilkunastu minutach wychodziła z niego i przez pewien czas nie pojmowałam, dlaczego tak się zachowuje.
Aż wreszcie pewnego dnia doznałam olśnienia
Mianowicie Mrusia doszła do wniosku, że ten transporterek to takie czarodziejskie miejsce, do którego kot wchodzi, a pańcia wkłada tam ręce i tak długo kota miętosi i czochra, aż kot staje się wyjątkowo uszczęśliwiony i z tego szczęścia mruczy, mruczy i mruczy bez końca
No więc Mrusia wchodziła do transporterka, ale że ja nie zaczynałam jej głaskać, to wychodziła z niego, bo nie o to jej chodziło, żeby tam tylko siedzieć. A ja nie zrozumiałam tego od razu, bo normalnie Mrusia nie przepadała za wygłaskiwaniem.
Więc gdy to wszystko zrozumiałam to oczywiście zaczęłam i Mrusię wygłaskiwać w transporterku, a ona czuła się niesamowicie szczęśliwa i mruczała, mruczała, mruczała bez końca

Takie wygłaskiwanie Mrusi trwało zawsze dość długo, a gdy Mrusia miała już go dość, to wydawała z siebie głośny mrauk i pacała mnie łapką po ręce. Musiała się tego chyba nauczyć od Kaśki, bo z natury była tak łagodna, że sama by tego nie wymyśliła
Z czasem wygłaskiwanie w transporterku stało się działaniem rutynowym: Mrusia mówiła do mnie "mrauauauau" i prowadziła mnie do transporterka, więc szłam za nią i wygłaskiwałam ją do oporu, mówiąc jej dodatkowo różne komplementy, co bardzo lubiła
I ostatecznie Mrusia zasypiała tam sobie słodko
