Jesteśmy po wieczornej kroplówce. Malutka leżała spokojniutko na kolanach aż wszystko co trzeba zleciało.
Dałam jej też trochę jedzonka do pysia, nawet chyba ze smakiem ciut zjadła. Jutro spróbujemy więcej.
Pogadałam sobie dzisiaj trochę z naszym panem doktorem. Przyznał się, że wczoraj zaczął kurację właściwie wbrew rozsądkowi, opierając się tylko na tym, że skoro kot żyje mimo takich wyników, a nawet jest w miarę przytomny, to warto spróbować. Miał małą nadzieję, że Viki przeżyje noc. Dzisiejszy dzień pozytywnie go zaskoczył, ale uprzedza, że różnie jeszcze może być.
Tak czy inaczej jestem mu bardzo wdzięczna, bo podejrzewam, że 90% wetów przy takich wynikach nie chciałoby nawet spróbować.
Nadal proszę o kciuki za Vikunię, a dzisiaj także za mnie, bo jutro muszę wstać do pracy o 4tej rano, a po wczorajszej nocy padam na nos. Boję się, żebym nie zaspała. Nastawię budzik w dwóch komórkach, i położę je na metalowej tacy, żeby wibracje narobiły hałasu. Ale na samą myśl o wstaniu tak rano robi mi się niedobrze
