Ale Wam napiszę, bo widoczek był przedni...
Otóż przecknęłam się w środku nocy i czuję, że nie bardzo mogę cię obrócić... Podniosłam więc głowę i co widzę? Na kołdrze między moimi nogami leży Budyń... Ale jak leży!!! Na pleckach, wyciągnięty na całą swoją kocią długość, z głową w okolicy moich stóp, z łapkami rozłożonymi... Wyglądał jak nie przymierzając - i przepraszam za lekko makabryczne skojarzenie - kruszejący zając na balkonie myśliwego... Ale zarazem kocio rozkosznie...
A teraz bohater zwisa mi przez ramię, a pyszczek wpakował mi pod brodę... I jak tu pisać?
O, zlazł, teraz czyta, co napisałam...
