CK ADOPCJE NA ODLEGŁOŚĆ(92)krok od śmierci-tragedia 15 kotów

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie mar 08, 2009 17:31

Byłam przed chwilą u kotów na strychu. Zła jestem. Te koty potrzebują człowieka, indywidualnej opieki i na pewno dało by sie je oswoić. Są piękne. Co prawda czarne, ale z białymi dodatkami, żółtymi dużymi oczami, wielkie, błyszcząca sierć, no i jak wszystkie CKoty grubaśne są :wink: Mr. Hyde ma chore jedno oczko. Dostał juz serię antybiotyku, ale oczko bez zmian. Nie da się mu zakropić , nie da się mu nawet dokładnie poogladać to oczko. Musze z nim do weta. Grenadę muszę pilnie zawieść do DT, bo jakaś bardzo wystraszona. W piątek będę miała wolne po zabiegu, ale nie wiem czy będę nadawać się do podróży :wink:
No i koniecznie w tym tygodniu muszę wykastrowac towarzystwo :?

Barbara Horz

 
Posty: 6763
Od: Wto sty 02, 2007 12:39
Lokalizacja: MiauKot

Post » Nie mar 08, 2009 19:12

Basiu...:(

Nie wiem, czy te koty będą w domu szczęśliwe. Stres wynikający z ciągłej obecności człowieka to jest cierpienie, które w końcu może zniszczyć im zdrowie i psychikę.
Co innego koty na wpół dzikie, takie jak Xena - jednak ona przebywała zawsze w miejscach, gdzie byli ludzie, hałaśliwi studenci ze wszystkich stron. Poza tym od czasu do czasu dawała się pogłaskać wybranym osobom (mi nie :P ).
Mimbla także była kotem domowym, ale wydaje mi się, że jej nieufność wynika z krzywdy, jaką ludzie jej wyrządzili, mimo iż została wcześniej oswojona.

Może rzeczywiście rozważyć wypuszczenie tych kotów. Może dla nich lepszym wyjściem będzie duża przestrzeń, swoboda, ewentualnie jakieś budki i dokarmianie - na odległość.
Wydaje mi się, że na każdego wolnożyjącego kota czyhają niebezpieczeństwa: ruchliwe drogi, okrutni ludzie, dzikie zwierzęta. Jednak musimy wybrać między względnym komfortem psychicznym a długością tego życia.

Strasznie mi przykro, że masz taki dylemat :( Trzymam kciuki za dobrą decyzję :ok: :ok: :ok:

starchurka

 
Posty: 1843
Od: Nie sie 26, 2007 0:09
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie mar 08, 2009 20:00

W takich momentach chyba nie ma dobrego rozwiązania, zawsze wybiera się między mniejszym złem. Bardzo mi smutno, Basiu, że nosisz ciężar takiej decyzji :(.

Cokolwiek zrobisz, będziesz się kierowała dobrem tych kotów, i wszyscy o tym wiemy.
"Wykuj własny szlak przez kraj dziki i surowy..."

luelka

 
Posty: 4356
Od: Sob cze 30, 2007 8:14
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie mar 08, 2009 20:47

Stres wynikający z ciągłej obecności człowieka to jest cierpienie, które w końcu może zniszczyć im zdrowie i psychikę.


A to ciekawe :? Stachurka nie wiem z iloma dzikusami miałaś do czynienia, ale ja oprócz Dzikiej z kociarni, której nikt nie dał właśnie szansy nie spotkałam się z kotem, który by cierpiał w zwiazku z obecnościa człowieka w jego otoczeniu. Oczywiście człowieka, który go karmi, który go kocha i szanuje. Patrząc na mojego Azję można różne rzeczy powiedzieć, że jest nieśmiały, że nie ma zaufania do obcych, że jest za gruby, ale na pewno nie , że jest nieszczęśliwy z powodu mojej obecności w domu. Malutka była znacznie bardziej dzika niż większość kotów na strychu. Można to porównac jedynie z Linkolnem, którego mało co widzę, ale nawet on juz nie prycha jak daję mu jedzonko do jego budki i nawet sie nie cofa. Malutka jak odkrywałam jej kryjówkę w oczach miała tylko jedno "mnie tu nie ma, ty mnie nie widzisz". Teraz mówię na nia broszka, bo jak się do mnie przylepi to jej oderwać nie mogę :wink:
Athena...tiaaak, ona jest dzika, szczególnie jak mi łapą kradnie obiad z talerza patrząc głęboko w moje oczy :twisted:
Stachurka, jeżeli te koty wypuszczę to tylko dlatego, że nikt mi nie pomógł i im nie chciał pomóc. Nie dlatego, że zrobię to dla ich dobra, bo to jest bzdura kompletna. Biorąc pod uwagę średnią życia kotów na wolności, strach jaki nimi kieruje i jeszcze to, że te koty przez parę miesięcy dostają jedzonko pod nos i nie potrafią zawalczyć o swoją porcję właściwie je skazuje, a nie ratuje.

Barbara Horz

 
Posty: 6763
Od: Wto sty 02, 2007 12:39
Lokalizacja: MiauKot

Post » Nie mar 08, 2009 22:28

Niezmiennie :ok: :ok:

I zapraszam na Ciacha:

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=4155653#4155653

alareipan

 
Posty: 7217
Od: Wto lip 22, 2008 13:50
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie mar 08, 2009 22:30

Idealnie byłoby znaleźć miejsce z dala od miasta wśród ludzi życzliwych kotom :roll: Tak żeby mogły sobie hasać, ale jednocześnie mogły liczyć na ludzką pomoc.
Tak wiem - stara i głupia i naiwna jestem :oops:
W każdym bądź razie mam wątpliwości co do wypuszczenia ot tak po prostu. Z drugiej strony wiem, że trudno będzie znaleźć im chociażby DT, bo sama się ostatnio mocno w tym temacie rozczarowałam, kiedy próbowałam znaleźć DT wśród osób deklarujących życzliwość w stosunku do kotów :roll:
Kiwaczek i Spółka zapraszają http://www.kiciokociolek.blogspot.com/
Obrazek Obrazek

bea69

 
Posty: 295
Od: Nie wrz 28, 2008 19:30
Lokalizacja: Bytom

Post » Nie mar 08, 2009 22:48

bea i tu jest cały dramat tej sytuacji. Dla tych kotów nie ma miejsca. Jak je teraz wypuszczę to w sumie po co ja jej brałam, przecież mogły zginą tam gdzie były. W niczym im nie pomogłam. Liczyłam, że u mnie sie przekoci, że u innych może też, że może kogoś znajdę :( Niestety nie mam nikogo z domem na wsi, kto by kochał koty. Miejsce, gdzie wczoraj byłam wydawało mi się nawet dobre dopóki nie popatrzyłam pod kątem właśnie tych kotów.
Na Miechowicach skąd mam część moich kotów są tez fajne tereny, ale też jest bardzo duzo kotów i to ich teren. Nie wiem czy obcych nie wygonią w las :(
No nic, dalej muszę z tym jakoś sobie radzić. Może sie przeprowadzę na strych i będę z nimi spała i wieczorami im bajki opowiadała o dobrych ludziach, cieplutkich mieszkaniach, dobrym jedzonku, bezstresowym życiu.........

Barbara Horz

 
Posty: 6763
Od: Wto sty 02, 2007 12:39
Lokalizacja: MiauKot

Post » Nie mar 08, 2009 22:55

Barbara Horz pisze:Od pewnego czasu zastanawiamy się z Adrią co zrobic z naszymi dzikusami. Mamy ich sporo. Mamy je w domach i mamy na strychu. O ile te, które są w domach raczej bedą w nich do skutku, o tyle zastanawiamy sie nad tymi, które są na strychu. Nie mogą tam przebywać w nieskończoność. Strych za chwilę będzie potrzebny na nowe koty, bo domy mamy przepełnione. Na strychu są z dzikusów koty ze szkoły muzycznej : Ford, Linkoln, Almera i są dwa czarne roczniaki, które trafiły tu z niebezpiecznej ul. w Miasteczku Śląskim. Jest też u Haliny Nadieżda, która nie chce sie oswoić i tez nie ma kto nad nia popracować, bo Halina ma raczej zapatrywania, że dziki kot ma zostac dziki jak sobie tego życzy. Obawiam się, że Nadieżda ucieknie, bo Halina mieszka na parterze i ma nie zabezpieczone okna. Jej koty są kotami wychodzącymi. Ja mam obecnie 17 kotów i wzięcie którego kolwie znich nie ma sensu, bo przy takiej ilości któw tamte i tak się nie oswoją. Jest więc pytanie. Co z nimi zrobić? Wczoraj byłam u opiekunów Sonaty.Rozmawiałam na temat wypuszczenia tam kotów,bo za ich domem jest spory teren, pola, z boku ogródki działkowe, a dalej .....droga ekspresowa.
Tam nie ma wolnożyjących kotów - i też zastanawim sie dlaczeg. Może ludzie tam mieszkający je wytępili,bo kiedyś koty tam były. Nie wiem co robić. Najlepszym wyjściem było by znalezienie im cierpliwych domów stałych, gdzie stopniowo przekonały by się do ludzi. Jednak to nie problem jednego kota, bo może na przestrzeni paru miesięcy taki dom by sie znalazł, ale 6 takich domów ? raczej w to nie wierzę.
Na kociarni też się nie oswoją, ale będa mogły sobie żyć bezpiecznie. Tylko, że w naszej działalności nie o to chodzi. Wszystkie te koty lubią inne koty. Ford jest wręcz przezabawny. Uwielbia bawic się zabawkami i układa je zawsze w jednym miejscu - trzyma porządek na strychu :wink: Oprócz Linkolna, którego prawie nie widzę, bo się chowa jak ktos przychodzi na strych, pozostałe koty podchodza do misek jak się daje jedzenie, bawią sie przy nas, ale nie dadzą się pogłaskać, przed obcymi sie chowają. Jest tez problem z podaniem tabletek, czy zakropieniem oczka. Tak jak to z dzikami bywa. Mam w domu taki egzemplarz jakim jest Linkoln. To mój Azja, którego tez prawie nie widziałam jak był na strychu. W domu po paru miesiącach przekonał się do nas. Da się głaskać, przyjdzie na kolana, ale dzikośc w nim została. Boi się obcych, ucieka jak bym sie nagle schyliła. Nie wiem, czy tamte koty są aż tak dzikie, jednak póki nie trafią do kogoś do domu nie przekonamy się o tym.



wiem, że to może głupio zabrzmi, ale wg mnie -tak jak mówiła Stachurka- dla dzikusów to na pewno nie komfortowe, jak ciągle ktoś koło nich chodzi i się kręci....z drugiej strony- nie wyobrażam sobie jakby sobie poradziły na wolności.... tak źle i tak niedobrze... :(

Może to marne pocieszenie, ale jakby jakieś kocię zawitało do CK to jestem gotowa... nie chcę się "zapychać" dorosłymi lub dzikuskami, bo boję się, że rodzicom braknie cierpliwości... i na małe już się wtedy nie zgodzą... Zostaje mi jeszcze tylko zabezpieczyć okno, w którym przebywają zwykle maluszki i ....

Macho

 
Posty: 953
Od: Sob gru 02, 2006 17:07
Lokalizacja: Górny Śląsk

Post » Nie mar 08, 2009 23:05

Ja widziałam nie jednego dzikiego kota, dla którego zamknięcie było przeżyciem traumatycznym. Koty, które po kastracji trzeba było wypuścić, ryzykując ich życie, bo w zamknięciu nie jadły i nie piły mimo upływającego czasu (po wypuszczeniu wracały "do życia" wg osób je dokarmiających na wolności).

Dzika była właśnie takim kotem, jednym z nielicznych kotów, które nigdy nie powinny były trafić do azylu - ona dostawała duszności ze stresu, kiedy ktoś się zbliżał do niej na odległość kilku metrów (co było nie do uniknięcia). Trafiła do azylu razem z synem (ok. 4 miesięcznym), oba koty zostały przyniesione pod pretekstem "proszę je wykastrować, a ja je potem odbiorę" przez jakąś kobitę, która je dokarmiała i na tyle jej ufały, że pozwoliły się złapać znęcone jedzeniem. Skończyło się to tak, że po kastracji odmówiła przyjścia po koty i podania "adresu", pod którym dotąd mieszkały. Wściekła byłam wtedy, zwłaszcza, że nie ja je przyjmowałam. Synek Dzikiej, Rysio, zamieszkał u mnie i po wielu miesiącach oswoił się na tyle, że znalazł dom jako "kot niewidzialny". Jego opiekunka miała okazję oglądać go jedynie nocą, kiedy wychodził z kryjówki za meblami - dopiero po wielu miesiącach pozwolił się jej zbliżyć do siebie.
Dziką zmienił czas, nie ludzie. Kiedy trafiła do azylu nie nadawała się absolutnie do np. zamknięcia w klatce, oswajania. Dla niej samo ograniczenie przestrzeni i ciągły kontakt z ludźmi był dramatem i można jej było tylko dać spokój i czas.

Natomiast jestem zdecydowanie przeciwna wypuszczaniu kotów, które zostały zabrane (z jakichkolwiek względów) ze swojego środowiska na dłużej niż tego wymaga np. kastracja czy leczenie. Zwłaszcza, jeśli dotyczy to młodych kotów, które dopiero uczyły się w nim funkcjonować.
Struktura kocich grup zmienia się, łatwo ją zaburzyć, taki kot może już nie mieć dokąd wrócić albo nie poradzić sobie po prostu - jest w gorszej sytuacji, niż koty, które nigdy środowiska na dłużej nie opuściły. Kot dorosły zna swój teren, grożące mu niebezpieczeństwa, inne koty, potencjalne miejsca karmienia. Młode koty przez wiele miesięcy uczą się od matki unikania zagrożeń itd.
Obrazek

ryśka

Avatar użytkownika
 
Posty: 33138
Od: Sob wrz 07, 2002 11:34
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Post » Nie mar 08, 2009 23:22

ryśka tez miałam koty złapane na sterylkę, które musiałam wypuścić po dwóch dniach bo odmawiały jedzenia. Pamiętam koteczkę, która nawet dzika nie była, na podwórku podchodziła i dawała sie głaskać jednak zamkniecia i zmiany otoczenia sobie nie życzyła :wink: Koty z lasu, które kastrowałam też bardzo szybko musiały wracać na wolność, ale to wszystko były dorosłe koty, które doskonale radziły sobie w swoich warunkach. Natomiast te koty sa młode. Trzy z nich są z ubiegłorocznego letniego miotu, dwa z Miasteczka Śl. też nie mają więcej niż rok, jedynie Nadieżda jest starsza, ale ona ma złamaną miednice i nie potrafi skakać wysoko. Utyka na łapę. Trzy dzikuski ze szkolnego podwórka znalazłysie na strychu właściwie bez mojej woli. Przygarnęła je Halina po chyba setce telefonów od kobiety, która mieszka w kamienicy przy tym podwórku. Jednak cokolwiek by nie mówić problem został na mojej głowie, bo zajmują strych.

Barbara Horz

 
Posty: 6763
Od: Wto sty 02, 2007 12:39
Lokalizacja: MiauKot

Post » Nie mar 08, 2009 23:39

Właśnie dlatego napisałam o dwóch sytuacjach - są koty, które NALEŻY wypuścić i są takie, za które, po decyzji o zabraniu, trzeba wziąć odpowiedzialność, nawet, jeśli nigdy nie będą przychodzić na kolana.
I dlatego nie uważam, żeby wypuszczenie ich w tej sytuacji było dobrym pomysłem - nawet sobie tego nie wyobrażam. U mnie są dzicy Dzidka i Spoksik - w końcu, po pół roku walki z katarem, zaszczepieni, zdrowi i wykastrowani. No i oczywiście nikt ich nie chce. Nie wyniosę ich pod okienko piwniczne, choćby mnie sto osób przekonywało - to są nieufne koty, ale są to koty zależne od człowieka, nie poradziły by sobie (a gdybym je zostawiła w tej piwnicy już dawno by nie żyły). Nie mówiąc o tym, że robią postępy - dla osób, które do nas przychodzą niezauważalne, ale przecież wyraźne. Np. Dzidka śpi ze mną, przytulona do nóg (przychodzi kiedy tylko sądzi, że śpię), obydwoje pozwalają się głaskać (oczywiście w określonych okolicznościach, które wydają im się bezpieczne). Lubią się ze mną bawić, nawiązują z własnej woli kontakt, zaczepiają (np. Spoks przychodzi delikatnie ocierać się o moje nogi, kiedy jest głodny albo siedzi i mnie hipnotyzuje wzrokiem).
Obrazek

ryśka

Avatar użytkownika
 
Posty: 33138
Od: Sob wrz 07, 2002 11:34
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Post » Pon mar 09, 2009 15:34

Gwarek został dzisiaj wykastrowany . Byłam w zeszłym tygodniu jeszcze w Sedlaczku i sklepie obuwniczym - miejscach, gdzie dotychczas był dokarmiany. Poinformowałam karmicieli o miejscu pobytu kota i jednocześnie wypytałam się o domniemanych właścicieli kocurka. Nikt nie był w stanie powiedzieć czy kot ma tych właścicieli czy nie. Podobno nikt nie pytał o niego.

majkowiec

 
Posty: 425
Od: Czw lip 24, 2008 19:08

Post » Pon mar 09, 2009 20:31

Odebrałam wyniki Domisi i:

nie ma robali
nie ma lablii
nie ma innych pierwotniaków

:dance: :dance2: :dance:

No ale biegunkę ma "śmierdzącą". Więc znaczy się, że chyba ma coś jeszcze... Będziemy szukać, teraz już tylko wizyta u weta została. Mam nadzieję, że Domiś dorosła już do takiej wizyty :roll: .
"Wykuj własny szlak przez kraj dziki i surowy..."

luelka

 
Posty: 4356
Od: Sob cze 30, 2007 8:14
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon mar 09, 2009 22:42

A ja mam dobrą wiadomość :dance:
jutro Alhambra jedzie do Birmy :balony:
Ja od początku namawiałam Panstwa na 2 koty, Pan był jak najbardziej za, natomiast jego żona troszeczkę się obawiała..
Dzisiaj zadzwonili i oznajmili mi tę cudowną wiadomość, że jutro przyjadą po Alhambrę :D
Bardzo mnie to cieszy!

Ana_Zbyska

 
Posty: 367
Od: Śro kwi 16, 2008 18:20
Lokalizacja: Bytom/Cichy Kąt

Post » Pon mar 09, 2009 23:10

Ojejka Aniu, a jak ja się cieszę, bo mi tochę żal było samej Alhambry :dance: :dance2: :balony: :dance2: :dance:

Dziś była przemiła pani u Grenady. Bardzo ją chce, ale obawia się, że córka sie strasznie rozczaruje tym, że koty nie zawsze są miziakami od początku. Córka ma 8 lat :? Pani jest bardzo fajna, kiedys juz miała kota i wie, że kot to kot i swoje zdanie ma :wink: Z jednej strony chciała bym, żeby adoptowała Grenadę, a z drugiej boję się, że jak się nie uda to Grenada jeszcze bardziej się wycofie. Kotów ona nie lubi, nie wiem czy polubi dziecko i ludzi wogóle.
Co kolwiek by sie jednak nie stało, postaram sie kobiety nie puścić z pustymi rękami, bo to fajny domek może być. Jutro muszę jakoś Mr. Hyda wziąść do weta z tym oczkiem, cały czas ma je zamknięte. Nie wiem jak mu je leczyć, o kropieniu nie ma mowy :(

Barbara Horz

 
Posty: 6763
Od: Wto sty 02, 2007 12:39
Lokalizacja: MiauKot

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 68 gości