sabina skaza pisze:WAŻNE:
dzwoniła do mnie pani dziś błagając o pomoc- jej kot obsikuje smierdząca wydzielina mieszkanie. jej mama powiedziała, że wyrzuci kota na ulice. kot ma 1,5 rok. zadałam podstawowe pytanie- czy kot jest wykastrowany. padła odpowiedx: NIE. no i byłam juz w domu, prosiłam panią o szybki zabieg i nie wystawianie kota domowego na ulice. pani chce go ratowac, ale mówi, że jej mama jest niereformowalna. zapewniałam że po kastracji nie będzie znaczył terenu. pani miała wysłać do majki zdjęcie kocura i opis tej okropnej sytuacji. w przypadku jak po kastracji kot nadal będzie sikał w domu- grozi mu zwrócenie wolności. poradźcie co robić? może wystawimy jego ogłoszenia z dopiskiem- kot do ogrodu?maja doradziła, żeby skierowac panią na forum do SIUSIAJĄCYCH KOTÓW. może kot ma chore nerki? na dodatek mądry weterynarz powiedział pani, że to nie jest powiedziane, że po kastracji kot nadal nie będzie znaczył terenu!!!!!!!!!!!!!!!!!!! powiedziałam, ze kastracja to jest prosty i nie inwazyjny zabieg- i że musi kota odjajczyć!!!!!!!
matko mam ten sam problem i też dzisiaj dostałam maila od dziewczyny, która adoptowała ode mnie kotka we wrześniu -
Sabinka pamietasz czarnulkę/ czarnulka - to własnie o tę biedę spod szpitala chodzi
przeklejam treść maila:
"Piszę w niezbyt optymistycznej sprawie związanej z Jasiem, ale przyznam, że znalazłam się w sytuacji podbramkowej. Przez cały czas odwlekałam moment kastracji, zgodnie z tym co radził mi mój poprzedni weterynarz i znajomi, którzy maja koty, tym bardziej, że Jasio grzecznie załatwiał się do kuwety. Niecałe dwa tygodnie temu byłam zmuszona wyjechać do rodziców na drugi koniec Polski i nie miałam możliwości zabrania go ze sobą, więc został pod opieką znajomych, którzy codziennie przychodzili go karmić, sprzątać kuwetę i trochę z nim pobyć. Niestety w dzień po moim wyjeździe zaczęły się problemy. Najpierw Jasio zaczął znaczyć okolice kuwety, ale szybko przerzucił się też na resztę mieszkania (a jest ono otwarte, więc jedyne zamykane pomieszczenie, które udało mi się uchować to łazienka). O ile wierzę w to, że z podłogami jakoś da się zrobić porządek, to niestety nie bardzo wiem jak mam sobie poradzić z sofą, którą upodobał sobie wyjątkowo... Dziś wróciłam do domu i przyznam szczerze, że przeżyłam szok, bo smród jest przeraźliwy i czuć go od momentu wejścia do klatki schodowej (a mieszkam piętro wyżej)

Od razu zabrałam Jasia do weterynarza (tym razem innego), gdzie usłyszałam, że kastrację trzeba było przeprowadzić już dawno i teraz to już i tak jest za późno, a znaczenie może jeszcze długo nie ustąpić

Oczywiście w poniedziałek umówiłam się na zabieg, ale naprawdę jestem trochę dobita tymi wiadomościami, bo boję się, że jak nie pozbędę się tego zapachu to sąsiadom zacznie to szybko przeszkadzać. Jako że mieszkanie należy do moich rodziców i planowali je w najbliższym czasie sprzedać, to sytuacja zrobiła się naprawdę nieciekawa i zaczynam z ich strony słyszeć wyraźne sugestie żebym oddała Jasia komuś innemu i zajęła się usuwaniem skutków "swojej zachcianki". Co prawda ja sobie tego absolutnie nie wyobrażam, ale wiem, że w pewien sposób jestem od nich zależna i jeśli nie uda mi się doprowadzić mieszkania do normalnego stanu to mogę mieć niewiele do powiedzenia. W związku z tym chciałam zapytać czy zna Pani jakieś metody na usunięcie tego zapachu, bo naprawdę nie wiem już gdzie w tej chwili szukać pomocy. Nie chcę wyjść na kogoś, kto podejmuje się zobowiązania, a jak tylko konsekwencje są inne niż by chciał to zmienia zdanie, ale jestem naprawdę podłamana tym wszystkim. Podłogi cały czas na bieżąco były zmywane wodą z octem, wszystkie okna bez przerwy uchylone, sofa też umyta wodą z octem, ale niestety wewnątrz ma gąbkę i obawiam się, że przez to zapach może być nie do usunięcia. W tym momencie przesiąknięte jest nim całe mieszkanie i mam wrażenie (które mnie pewnie nie myli), że wychodząc z domu sama też będę śmierdzieć z daleka. Naprawdę nie jestem jakąś przewrażliwioną księżniczką

ale smród jest wszechobecny i naprawdę trudny do zniesienia. Przepraszam za kłopot, moją intencją absolutnie nie jest oddawanie Jasia, ale jest to ostateczność, którą będę musiała brać pod uwagę jeśli nie uda mi się doprowadzić mieszkania do stanu użytkowego. Będę naprawdę wdzięczna za jakąkolwiek radę i pomoc, bo przyznam, że chwilowo jestem tym wszystkim przybita.
z góry dziękuję za odpowiedź, pozdrawiam"
umowa adopcyjna jest więc jakby co kot wraca, ale mam problem z miejscem: 4 koty na stanie + Rozalka w łazience;
Plis dajcie mi znać czy jest jakiś wolny DT jakby co??????????
jestem w cięzkij sytuacji....
w kazdym razie otzworzyłam watek na K i czekam na rady i wskazówki od róznych kociarzy, poprosiłam też o pomoc na wątku dla zasikanych...