Witajcie!
Miałam kilka dni urlopu od forum, gdyż problemy rodzinne za mocno mnie przygniotły. NA szczęście z Dziadkiem lepiej... I oby tak zostało.
Teraz napiszę co u nas.
Blanusia. Wykańcza mnie nerwowo. Jest w trakcie leczenia wątroby (ostatnie wyniki krwi były niezadowalające). Do tego dochodzi problem z buźką. Nie chce jeść nic a nic. Nawet karmić się za bardzo nie pozwalała. No i musieliśmy wejść w leki przeciwbólowe. Tylko jak to się ma do leczenia wątroby?? Kwadratura koła dosłownie. Jednak lek przeciwbólowy spowodował, że Blanka odzyskała chęć życia, brojenia i zabawy! Wczoraj chyłkiem zwiała na dwór!

Zauważyłam po około 15 minutach, gdy usłyszałam dziwne miauczenie... A to księżniczka dobijała się: Wpuście mnie do domu!! Całe szczęście, że było wczoraj ładne słoneczki i nie zmarzła. Musiała się strasznie zdziwić, ze nikt jej nie goni

. Bo z reguły to najlepsza zabawa jest, gdy ona ucieka a ktoś ją goni. Narobiła mi wczoraj strachu, ale na szczęście wszystko jest ok. Tylko to jej przewlekłe leczenie... Męczy mnie, bo Mała ma już chwilami dość moich wszelkich zabiegów przy niej. Marudzi nawet przy czesaniu
Maciek. Dnie przesypia w łóżku razem z Brunem. W nocy budzi mnie po kilka razy domagając się wypuszczenia na dwór

Gdy ja go wypuszczę, to idzie do okienka sypialni rodziców i budzi tatę, żeby go wpuścił. Po czym natychmiast przystępuje do budzenia mnie, żebym go jednak wypuściła... Od czasu do czasu upoluje jakąś myszkę. Wieczorami mruczy mi do snu.
Bruno. Chodzący wszystkomokrożer! Sucha karma jest fuj i bleeeeeee.
Natomiast wszystko co mokre, jest jadalne w ilościach porażających. Urobek w kuwecie ma rozmiary i zapach równie porażające

Poza tym to wciąż niewyżyty młokos i gdy przychodzi czas jego zabawy, to dom drży w posadach! Mieszkam pół roku w nowym domu, a mam podrapaną gładź na ścianach i piękne mazańce z kocich łapek na ścianach i meblach! A po zabawie przychodzi czas na mizianki i gruchanie... Słodki kociak z tego Bruna
