W sobotę wreszcie Psota pojechała na sterylkę, z którą nie farciło się od października. Najpierw się Agalenorze schowała się w łazience, potem oddałam jej miejsce w lecznicy dzikiej ciężarówce, później zaliczyliśmy dwa miesiące grzyba, wreszcie gdy była gotowa, to przygody Kicka z łapką i jego dwie transfuzje zakłóciły mi płynność finansową.
Wczoraj o poranku kotunia sama wlazła do transportera, zapewne po raz ostatni w życiu - bo szczerze go znienawidziła. Zabieg przeszedł bezproblemowo, wetka założyła jej kaftanik i zaleciła, by nosiła go przez tydzień. Fajnie. Kicia poleżała sobie w domu w transporterku, zaczęła jakieś ruchy i okazało się, że zrobiła sioo... Wprawdzie miała pod sobą pieluchowy podkład, ale przód kaftanika zawilgł, na wysokości piersi na szczęście. Umieściłam na tej piersi podpaskę always i kaftanik wysechł. Psoteczka zasnęła rozkosznie w transporterku kołami do góry a ja spokojnie zabrałam się za kuchenne zajęcia. Po jakichś 40 minutach wchodzę do pokoju i szok: kratka transporterka wciągnięta do środka, a pod kratką porzucony zielony kaftanik

. Zamarłam z wrażenia, bo przecież zamknęłam dobrze kota. Ruszyłam na poszukiwania - Psota leżała rozwalona w moim łóżku i oczywiście wylizywała sobie brzunio
Psota jest drugim moim kotem, który umie się wydostać z zamkniętego transportera, jeśli tego transportera się nie pilnuje. Polecam to uwadze tych, którzy tego jeszcze nie doświadczyli. Zdeterminowany kot nawet po narkozie pozostaje inteligentny.
Dziś Psotka już się pogodziła z kaftanem, umocowanym teraz solidnie, ale czyni mi wyrzuty. Myślałam, że kaftan ograniczy jej ruchliwość, tak było do tej chwili, ale właśnie musiałam interweniować, bo wybierała się na najwyższy regał. W związku z tym ma szlaban na pokój z regałem.
Na koniec fotki bohaterki reportażu

A ponieważ Gadułka to panna "Ijateżchcę" wrzucam i ją podczas ulubionej zabawy wchodzenia za kapę.
