Od czego by tu zacząć ...

hm...
No więc w środę wieczorem mieliśmy (tzn. Anduś miał

) gości. Baaardzo miłych

.
Aczkolwiek nie tych, o których pisałam, gdyż w tzw. miedzyczasie nastąpiła nieoczekiwana zmiana miejsc

. Otóż Ci Państwo, którzy mieli do nas zawitać całą czteroosobową rodziną koniec końców uznali, że nasz warunek: "najpierw zabezpieczenia, potem adopcja" jest dla nich nie do przyjęcia. Oni są skłonni zrobic zabezpieczenia, ale w dogodnym dla siebie terminie, a takie "stawianie pod ścianą" odbierają jako brak zaufania, a przecież są odpowiedzialni i troszczą się o swoje zwierzęta. Nie przeczę - na pewno tak jest, ale w zapewnienia typu "do czasu zrobienia zabezpieczeń będziemy uważać" są dla mnie (przepraszam za określenie) funta kłaków warte, bo wiem, że wystarczy chwila nieuwagi i już jest po wszystkim i żadne "uważanie" i "wychodzenie na balkon pod naszym nadzorem" nic tu nie pomoże. Nie mówiąc już o tym, że nie mam żadnej gwarancji, że takie zabezpieczenie w ogóle zrobią jak już kot do nich trafi... Państwu było przykro, mnie trochę też (w końcu to mili, ciepli i naprawdę fajni ludzie), ale uznałam, że jeszcze bardziej byłoby mi przykro gdyby nieszczęśliwym trafem Anduś fiknął z balkonu bądź z okna czwartego piętra.
Powiem szczerze, że gdy państwo zrezygnowali kamień spadł mi z serca.
No bo ja już wybrałam Andusiowy domek - tzn. wybrała moja intuicja i serducho
I tu ...
No i tu na scenę wchodzi Gosia i Jacek, tadadam
Gosia napisała do mnie jakieś dwa tygodnie temu i bardzo mnie ujęła tzw. całokształtem

Ja, podejrzliwy i szukający dziury w całym babiszon przy kolejnych mailach poczułam do niej wieeelką słabość jako do przyszłego Andusiowego domku. Ponieważ jednak okazało się, że:
- Jacek nie jest jeszcze do końca urobiony na drugiego kota
- adopcja Andka możliwa byłaby dopiero za ok. dwa miesiące
- i inne drobiazgi
to ustaliłyśmy z Gosią, że jeśli zgłosi się w międzyczasie jakiś fajny domek to nie odmówimy. Więc jak się zgłosił ten tzw. fajny domek to ich zaprosiłam, ale mimo tego, że wszystko wyglądało zachęcająco to w głębi duszy serce mnie bolało, że Andek może nie trafić do Gosi i Jacka...
Ale wyszło jak wyszło i zamiast Famili - przyszli G&J

Na żywo zrobili na nas jeszcze lepsze wrażenie

, na Andusiu zresztą też. Obejrzał ich sobie z zainteresowaniem, obwąchał i leżał im zadowolony na kolankach z ufnością, która mnie mile zaskoczyła
No i jesteśmy namówieni na Andusiową przeprowadzkę za mniej więcej miesiąc

w tym czasie "zrobią się" zabezpieczenia, a rezydent Bonifacy zostanie do końca doleczony i wykastrowany. Poza tym dodam, że Gosia zalogowała się na miau i obiecuje, że będzie pisać, co u Andka słychać i wstawiać zdjęcia (a robi bardzo ładne)
