Myślałam o wypuszczeniu, przynajmniej jedna by sie nadawała, Wika, bo mam pewnowsc, z jakiej ulicy pochodzi, ale ona jest w schronisku już od sierpnia, już 6 miesięcy, i boję sie po prostu,ze sie nie odnajdzie znów w tamtej rzeczywistosci, w której trzeba walczyć o byt, szukac schronienia, jedzenia, itd, kiedy jest już przez tak długi okres czasu przyzwyczajona do podawanego jedzenia i ciepła.
Natomiast czwórka czarnych (Spadek, Majątek, Atletka i Łapek) przyniesione przez jednego pana nie nadaje sie, bo nie wiadomo, skąd on je miał, nie jest powiedziane, ze zgarnął je spod swgo bloku, mógł miec je np.z działek. Nie wiadomo wiec, skąd pochodzą, gdzie jest miejsce, w którym żyły. One są u nas od grudnia.
Oczywiscie, jesliby ktos chciał je do stajni, to chętnie bym dała, ale wiem, jak trudno o takie miejsce. Ja takich nie znam.
Natomiast zwykłe domki z ogrodami nie chca kotów dzikich.
Jelsi chodzi o brak przyjemnosci miziania, to one nienawidzą miziania

Przez człowieka.
Tak sobie myśle, że nasze schronisko jest dla nich tym, czym podwórko obkarmiane przez karmicielkę- maja duży wybieg, ciepłe pomieszczenie, karmienie. Nie mają zbytnich trosk. Koty wolnożyjące tez sie nie wypuszczają dalej, niz za swoja piwnicę i kawałek trawnika przed nią. Więc myśłę,z e bardzo nie cierpią.