No to znów, pogadam sama ze sobą...
Całkiem nie dawno, zadziwiłam się okrutnie.
Wstawiłam w czajniku, wodę na herbatę. Do kubka wrzuciłam torebkę owocowego Liptona i poszurałam do pokoju. Aha, jeszcze była łyżeczka cukru.
Czajnik "pyknął", znaczy trzeba iść zalać... Poszłam do kuchni, zalałam kubek wodą i... kurde... brak mi "herbaty w herbacie". Woda jasna... co jest?
No i jakaś dziwna cisza "na pokojach"... Patrzę...
Taaaaaaaa... Fauna biega po dywanie z torebką w pyszczku. No kurde, lepsza zabawka od zwykłej głupiej myszki...
Do kubeczka wsadziłam nową, a Faucina zdobycz poszła do kosza...
Trzeba pilnować bardziej kociego towarzystwa...

Nie bez kozery, mówimy o takiej dyndającej torebce... szczur.

Kocina się poznała.
