
Zeszłam po chwili jeszcze raz do psa, zdecydowana zabrać go do swojego pokoju zeby sie choć ugrzał - ubiegła mnie sekretarka która według portiera zabrała go do lekarza. Jak znam życie znaczyło to ze pojechał do schroniska - i nie pomyliłam się. Nasza sekretarka też ma psa, więc nie potrafiła przejść koło niego obojętnie - okazało się, ze nie był TYLKO apatyczny - on był tak przemarznięty, że nie był w stanie wstać musiała go zanieść do samochodu. W samochodzie tulił się do ciepła, ewidentnie potrzebuje teraz ciepłego kąta. W schronie zapłaciła im, zeby się nim zajęli - ale gdzie w obozie koncentracyjnym takie zbytki od razu rzucili go na wybieg. To mała czarna psinka, nie jakiś niebezpieczny potwór szlag mnie trafia na tą przeklętą ludzką znieczulicę. Każdy się tłumaczy, ze nie może wziąść bo już ma (psa lub kota) albo ma dzieci - ja też nie mogę i nie mogę się pogodzić z tym, ze umrze tam bez jednego ciepłego słowa. Ludzie zlitujcie się czy znacie kogoś kto by się zajął tą psiną ? Podejmuję się odebrać go ze schronu,, wykąpać i dostarczyć (ale w najbliższą okolicę bo nie mam samochodu) żeby tylko sie domek znalazł... To mały czarny piesek z posiwiałym pyszczkiem, ma nie więcej jak 30 cm wysokości. Proszę, popytajcie znajomych...
