

Dzień dobry, witamy na wątku, aczkolwiek jeszcze w głowie się kręci od wojaży, jeszcze budzę się o piątej rano, doba poprzestawiana całkiem.
Byliśmy gdzieś bardzo daleko, tam upał, a tu zima

Pędziłam na skrzydłach samolotów do moich stęsknionych futer, a tu Miciu się wystraszył i mnie nie poznał.
Uciekł w popłochu wyjąc przeraźliwie pod drzwiami, żeby natychmiast otwierać, bo Mić Mić obcych nie toleruje.
Wlazł do Hiltona i tam się zabarykadował na cały dzień. Jakoś go wyciągnęłam na wołowinkę, powolutku dał się przeprosić, a gdy już doszedł do wniosku, że ja to ja, pieszczotom i powitaniom nie było końca.
Byłam w ogrodzie sprawdzić, czy jeżyk dobrze przykryty i czy wyszły może krokusy, ale jeszcze cisza...
Czas wracać do pracy.
Wiosno, przyjdź!