Zebrałam się dzisiaj i wdrapałam na górę, żeby problem kota, być może, definitywnie rozwiązać. Bo on może siedzi sobie bezpiecznie w domu, a ja się uganiam po Ząbkowskiej

No i dzwonię do pierwszych drzwi. Dzwonię raz, drugi, trzeci. Słychać jakieś szuranie, ale nikt się nie odzywa. Cóż, stoję cierpliwie........... i nic. Dobra, myślę, spróbuję obok. Pukam raz, drugi......słyszę rześki męski głos "idę", więc czekam............i znowu nic. Pukam po raz trzeci........cisza. Pozwoliłam się pooglądać przez wizjery i zabrałam d... w troki i poszłam do domu.
Nie wiem co to za obyczaje, żeby się chociaż przez drzwi nie odezwać. Aż tak straszna ta dzielnica, o czymś nie wiem? Rozumiem, jeśli w tym pierwszym mieszkaniu mieszka jakaś samotna starsza pani, to pewnie tylko listonoszowi otwiera. Ale facet, z głosu nie stary, mnie się przestraszył? Komedia, normalnie. Może czekał na jakąś długonogą, młodą blondynkę, a tu ani długonoga, ani blondynka, no i już nie młoda. To co będzie gadał.
Ale nie odpuszczę. Jak mi się kiedy nawinie jakiś policjant to poproszę o pomoc w rozmowie z lokatorami. Wtedy to się strachu najedzą.
