tylko ze zycie samo wybiera rozne rozwiazania. 2 lata temu znalazlam bliznieta kocie - szczyt sezony, one oczywiscie czarne jak smola. Malutkie- ok 5 tyg, zakatarzone. Ja- wynajete mieszkaniea raczej jeden w nim pokoj, , pies z nowotworem, potencjalnych domow- zero.
Kotki wziela znajoma staruszka - 80 z kawalkiem, mieszka sama. Watpliwosci mialam 1000 wyboru zadnego.
Umowilysmy sie ze jakby co, kociaki wezme do siebie.
odwiedzam je regularnie acz zadko- raz na 1, 2 misiace. KOciaki gdy byly male demolowaly mieszkanie pani Ani z zaangazowaniem
Pamietam scene- gdy maluchy, dwaj chlopcy w wieku ok 6 mies- wisieli na firankach - a Pani Ania, emerytka o nieduzych dochodach z pelnym szczescia usmiechem pyta mnie" Czy nie slicznie sie bawia?"
Uwazam, ze nie mamy prawa odmawiac starszym ludziom kociego towarzystwa, zwlaszcza ze bywa ono jedynym ratunkiem przed samotnoscia.
Zawsze jednak trzeba pamietac, zeby zabezpieczyc zwierzaki na wypadek gdy ukochanego Pana zabraknie.
Niedawno spotkalam sie z negatywnym komentarzem gdy wydalam 7 letnia suczke starszemu panu. Ze co bedzie gdy on umrze a ona do nas wroci. Ze moze zlamalam jej serducho.
Ale skad moge wiedziec, ze to akurat nie jest Ten Pan na ktorego czekala? I nie wierze ze samotnosc schroniskowego boksu bylaby dla nie j lepsza.