no to już wiem co się stało... tak mi przykro...
pamiętam kiedy do mojej jedynej osobistej najukochańszej rozieszczochy po 3 latach dokociłam jej towarzystwo!
Nadmienię jedynie, że kotka była charakterna nawet bardzo! Zawsze mówiłam ,że jest niepodległa - absolutnie nikomu! A miała coś takiego,że większość odwiedzających czuła do niej dystans...
Nawet mnie ustawiała chychaniem prosto w nos i udawaniem ,że zaraz mi go odgryzie
ale zawsze się dogadywałayśmy cos na zasadzie Ty mi tak a ja na to nic, albo też jej chychałam w nos
ale nie o tym ..
kiedy do domu przybył Toś to był sajgon!!! wyżarła mu pas startowy na całej długości pleców, bidulek nie mógł wyjść z łazienki...później ewentualnie pozwoliła na wyjścia na korytarz, następnie kuchnia, duży pokój... najdłużej bronionym bastionem był nasz pokoik

Kłaki latały w powietrzu gdy tylko pojawił się na horyzoncie drzwi...
bywało ,że kładła się tak by musiał koło niej przejść i za to dostawał też bęcki... nie miałam jednak komu go wydać...a nawet nie przyszło mi to do głowy...
i nagle CUD! wszystko się uspokoiło Minia odpuściła! co najdziwniejsze ona jako kotka wychodząca często toczyła bitwy z kocurami goniła każdego, który pojawił się na jej terenie i nie ważne czy ważył 1kg czy 8kg... nie raz przychodziła poodzierana-poturbowana z koniecznością wizyty u weta Taka z niej była BOJÓWKA!!!
Kiedy przybył 3i 4 i ...7 kot nie było już drakońskich bitew znaczy nie na taką skalę! Ustawiła pokazała kto rządzi i koniec! Oczywiście pokaz dot. jej miski , jej kuwety (musiała być osobna nie weszła do takiej w której załatwiają się inne nawet z wynienionym świeżo piaskiem)ostatecznie robiła sioo do dziurki w brodziku

no i mnie!!! chociaż sama raczej nigdy nie wskakiwała na kolana ale spała obok mojej głowy...nawet chciała mnie karmić swoim mleczkiem, i robiła najbardziej szorstki peeeling twarzy i nie było zmiłuj musiałam wytrzymać przytrzymywana łapkami
taka to była miłość mojego życia MINIA
