Inka czuje się średnio. Na początku walczyliśmy z bardzo silną caliciwirozą. Kiedy udało się ją opanować, to wysiadła małej trzustka. Miała tragiczne biegunki i wymioty, spędzałą całe dnie na kroplówkach.
Jeśli chodzi o kuwetkę, to zaczęła z niej korzystac, ale nie zawsze. Do tej pory załatwia się mniej więcej pół na pół - trochę do kuwety, trochę poza nią. Ponieważ przebywanie w lecznicy bardzo nie służyło jej psychice, to obecnie kotka przebywa u mojej koleżanki w mieszkaniu. Koleżanka jest lekarzem weterynarii i przejęła opiekę medyczną nad małą. Odkąd Inusia dostaje amylan, to kupki znacznie się poprawiły. Nadal jednak ma ponad 40 tys leukocytów we krwi i jest leczona. Najprawdopodobniej zostanie u mojej koleżanki, która marzyła o korniszonku, ale żeby tak było na 100%, to mała musi więcej korzystać z kuwetki, bo to chyba dla kazdego byłoby trudne do zniesienia.
Trzymam rękę na pulsie i mała jest bezpieczna. Poprostu nie mam czasu pisać o niej.
Tu fotki jeszcze z lecznicy:
