Temat jest podobny do wątku o kradzieży Boruty, którą to w wiekszości poparliśmy , ale sytuacja jest mniej dramatyczna. Oczekuję Waszej rady. Ale od początku.
Kilka miesięcy temu idąc do pracy przy bloku obok usłyszałam kotke głośno miauczącą. Siedziała na drzewie. Zawołałam ją - przyleciała do mnie na ręce. To była młodziutka dwukolorka:czarna z rudymi refleksami , bardzo ładna. Rozejrzałam się - nigdzie żywego człowieka, okna i balkony pozamykane. Ponieważ w tym bloku karmimy dziczki to raczej wiemy kto i gdzie ma kota. Jej niegdzie nie widziałyśmy.
Zaniosłam ją do pani Ani , potem dzo szpitalika. U lekarza okazało się że wygląda zdrowo, ale miała tasiemce. Wyleczyłyśmy. Zaraz potem znalazłysmy jej dom, bo jest urocza. Ale wróciła, bo nowa właścicielka wystraszyła się że pies ją zje. Oddawała ją płacząc. I wtedy znalazłyśmy pisane dziecięcą ręką ogłoszenie, że komuś zginął kot i go szukają. Chodziło o nią, poszłyśmy dowiedzieć sie co to za dom, z którego znika kot i dopiero po tygodniu ktoś go szuka. Mieszkanie jest na parterze , przywitała nas niezbyt grzeczna pani, która na nasze uwagi odnosnie dbania o kota zareagowała informacją że jest lekarzem (a kot miał tasiemce , rozumiem , że ona jest od tasiemców ludzkich). Powiedziała że dzieci tęskniły i dlatego napisały ogłoszenie. Oddałysmy jej tą kotkę.
Ale to dziwny dom, często wyjeżdzają, mają rodzinę na wsi od której kotke przywieźli (zdaje sie że niespecjalnie byli zachwyceni - ale ją znaleźli). W domu jest czwórka dzieci a cicho u nich aż dziwne. Natomiast gdy wyjeżdżają na kilka dni (nie pali się swiatło) - kotka ląduje w piwnicy. Daja jej jedzenie i siedzi z dziczkami. Sama też troche zdziczała i jest nieufna. Ale juz kilkakrotnie ją widziałyśmy tak zostawioną. Wypuszczają ją też bez możliwości powrotu, bo wszystkie okna są zamknięte. Wczoraj ją zgarnęłyśmy i zaniosłyśmy do domu - był bucowaty pan domu, wziął ją bez słowa. Zapytałam, czy ja wysterylizował, bo jeśli tak siedzi przez kilka dni w piwnicy, to może mieć ruję. A on na to , że nie ( w domysle to jest wbrew naturze).
I mam dylemat, czy zostawić ją bo w końcu ma dom , czy pokusić się o zmianę jej losu. Czy tak naprawdę mam do tego prawo?
Co myslicie?